„Hmm” cytując tu wieszcza, czyli Wiedźmina Sapkowskiego, od czego by tu zacząć opis dzisiejszego święta, czyli Dnia Mycia Rąk. Pierwsze, co nasuwa się na myśl, to opis codzienności, ale to dla mnie jest zbyt nudne. Przecież nie podam Wam listy mydeł. Zatem, jak to u mnie, spróbujmy pójść w tym temacie dalej i połączmy dłonie z sercem, a nawet rozumem. Przecież, jakby na temat nie patrzeć, trzeba być też mądrym, żeby dbać o higienę, bo są i tacy, którym nawet to jest obojętne. Jednak nie będę tu pisała, że chirurg musi dziesięć razy z każdej strony obmyć dokładnie ręce przed zabiegiem operacyjnym, bo to pewnie już dawno wiecie.
Szukałam inspiracji na ten artykuł – życie mi podpowiedziało. Usłyszałam w telewizji wypowiedź:
– Wiesz, ja umywam ręce od tego! Niech oni sobie z tym sami radzą! Nie zamierzam brać za nich odpowiedzialności.
I tak w głowie narodziło się pytanie, ile razy zdarza nam się postąpić właśnie tak, jak ona. Ile razy w życiu umywaliśmy ręce? Ile razy stwierdzaliśmy, że nie jesteśmy współwinni? Przymykamy oczy często na różne tematy. A to, że ktoś coś czegoś nie dopilnował. A to, że ktoś kogoś krzywdził. Innym razem, że ktoś coś zabrał, choć powinno to się nazwać kradzieżą. Umywamy ręce, gdy za ścianą ktoś unosi się gniewem, bo myślimy, że to przecież nie nasze życie. Co nas to obchodzi…
Zdarzyło mi się mieszkać w centrum miasta. Kamienice stały blisko siebie. Dzieci były wszystkie nasze, jak mawiałyśmy z sąsiadkami. Podobnie wspólne były troski, gdy komuś zabrakło na chleb. A jednak pewnego dnia w domu obok rozległ się krzyk kobiety. Akurat miałam otwarte okno, był ciepły dzień letni. Wieczorna pora. Ulica dość ruchliwa, wieczorem ucichała. Głos niósł się wielokrotnie. Zawołałam męża. Nie wiedziałam, co począć, bo krzyk zaczynał narastać. Jak to mówią, mogłam umyć dłonie, bo to przecież nie było moje życie. Mogłabym sobie wytłumaczyć, że mój dom to te cztery ściany blisko, a nie pół ulicy. Zdążyliśmy wyjść na zewnątrz i usłyszeliśmy krzyk dziecka. To było coś, czego później długo nie mogłam zapomnieć. Wyszło nas kilka osób na ulicę. Szybka dyskusja, kto leci na górę do nich, a kto na pobliską policję. To nie był czas komórek! Teraz wszystko byłoby łatwiejsze, ale wtedy sąsiadka poleciała do telefonu stacjonarnego, a my postanowiliśmy działać. Krzyk matki i dziecka narastał. Nie było czasu na zwlekanie. Panowie grupą pobiegli ratować kobietę z dzieckiem. Zgodnie z zasadą, że w grupie siła. Zanim dojechała policja, wlecieli do mieszkania i wyciągnęli pijanego mężczyznę, który „robił porządki”. Policja go zabrała. Przyjechała też karetka, żeby zabrać matkę z dzieckiem. A my staliśmy jeszcze dość długą chwilę i rozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło.
Teraz z perspektywy czasu wiem, że były to inne czasy. Niby nie było to tak dawno, ale jednak obecnie panuje większa bierność. Często dramaty dzieją się za ścianą, a gdy już wydarzy się coś, ludzie tłumaczą się, że nie „było aż tak głośno”, że „owszem, coś tam słyszeli, ale nie będą przecież wtrącać się w czyjeś życie”. Umywają ręce…
Życie mamy tylko jedno, jak mówią słowa nie jednej piosenki. To jak postąpimy zależy tylko od nas, ale jestem pewna, że nikt jeszcze nie wyszedł źle, okazując serce. To właśnie w naszym sercu będzie zawsze zadra, gdy będziemy stali bierni. Możemy na wiele rzeczy przymrużyć oczy, wręcz je nawet zacisnąć, ale nie róbmy tego w momentach, kiedy być może waży się czyjś los, czyjeś życie…
W Dniu Mycia Rąk życzę Wam wszystkim, żeby życie pisało Wam tylko dobre scenariusze. A jeśli macie, gdzieś blisko kogoś, kto daje cicho znać, że szuka pomocy to nie bójcie się pomóc… Jeśli nie sami, to pomóżcie kierując tam odpowiednie służby. Podczas mycia rąk używamy mydła. Ale stając się aniołem stróżem kogoś, kto potrzebuje pomocy, na pewno nie wyjdziemy na tym, jak Zabłocki na mydle…
Jola Radomska
No.Stress