Będąc już kobietą dojrzałą stwierdzam, że uroczo było być dziewczynką, choć wszyscy mówili o mnie chłopczyca. Obraz dziewczynki w spodniach w latach 70-tych i późniejszych często tak był opisywany. Z drugiej strony wcale im się nie dziwiłam, że tak o mnie mówiono. Na podwórku czasami 99% paczki stanowili okoliczni chłopcy, z którymi biegałam po polach, bywałam bramkarką w ich bramkach, puszczałam kaczki na gliniankach, właziłam na wszystkie napotkane drzewa. Tłukłam się jak oni, jadłam z nimi papierówki z drzewa i popijałam oranżadą z dystrybutora. To był najszczęśliwszy fragment mojego życia. Byłam dzieckiem ciekawskim do tego stopnia, że mając pięć lat musiałam pójść do szkoły, bo żadna zerówka nie chciała dziewczynki czytającej książki czy gazety.
Nie zapomnę, jak własną matkę przysporzyłam o zawał pewnego pięknego dnia ( niestety było więcej takich moich przygód ). Wróciła z pracy, a gdy weszła do mojego pokoju, zastała mnie z nożycami do szycia w dłoni. I to pewnie nie byłoby nic złego, gdyby wokół nie leżały lalki, których włosy walały się po dywanie. Co gorsze, każda z nich miała zrobioną trepanację czaszki. Musielibyście widzieć minę moje matki. Biedna kobiecina zobaczyła we mnie pewnie Kubę Rozpruwacza. Oczywiście, jak to matka w tamtych czasach, najpierw dostałam lanie, a potem zabrała mnie, niestety nie pytając, co faktycznie się stało, do psychologa. Przed gabinetem siedziała jak na szpilkach. Zupełnie nie wiedziałam, o co jej chodzi. Miła pani psycholog po długiej rozmowie ze mną wyjaśniła w końcu mojej matce, że nie chcę być seryjnym zabójcą. Byłam po prostu ciekawa, co sprawia, że oczy lalki się kołyszą. Problem był jednak w tym, że to były lalki specjalnie sprowadzone z Niemiec, a to już było przegięcie z mojej strony. Cóż nie mieli ze mną lekko. Obawiam się, że nadal nie jest ze mną lekko.
Gdy urodziłam córeczkę to chciałam, żeby była jak prawdziwa księżniczka, ale ona żyjąc z dwójką braci, oczywiście wyrosła na kopię mnie. Nie bez powodu istnieje powiedzenie o jabłku padającym niedaleko od jabłoni. Początkowa nawet biegała w sukienkach, których miała olbrzymią ilość, bo każda ciotka prawdziwa czy obca uwielbiała tego trzpiota i chciała ją rozpieszczać. Jednak z wiekiem spódniczki zostały zastąpione przez spodnie, jej lalki walczyły na równi ze Spidermanem i rozbijały się samochodami braci. Synowie zawsze się śmiali, że mieliśmy w domu Godzillę, bo oni budowali coś z klocków, a córka wpadała jak siła niszcząca. Chłopcy byli przez nią przepytywani, gdy się uczyli, więc i ona rozwijała się szybciej. Teraz jest fantastyczną, niezależną, silną kobietą.
Piszę to Wam, żeby przekonać niektóre mamy, że dziewczynka chłopczyca to nie jest żadne zło świata. Dzieci nie potrzebują eleganckich pokoików wystylizowanych w idealnie spójne kolory. Nie potrzebują najdroższych zabawek świata. Po prostu dajcie im być sobą. Jeśli wolą dinozaury czy samochody, to w nie uwierzcie. Jeśli powiedzą, że chcą grać na gitarze, to tego nie ignorujcie. Dzieci wiedzą najlepiej, czego pragną…
Pamiętam, jak kiedyś wchodząc do pokoju chłopców zobaczyłam córkę gestykulującą w moim stylu i cytującą mnie. Dziewczynki są naszymi kopiami, czy tego chcemy, czy nie. Jeśli je wesprzemy mogą być, kim zechcą. Nie wciskajmy im w głowy, że będzie idealna tylko w wersji z naszej wizji. Obecnie świat potrzebuje kobiet świadomych swojego ciała, umysłu, nie bojących się wszystkiego. Życie jest szybsze. Nie zabierajcie im dzieciństwa wysyłając na tysiące kółek. Słuchajcie swoich księżniczek czy też chłopczyc, choć im mniej je zaszufladkujecie, tym będzie im lżej w życiu. My rodzice mamy im dawać skrzydła, a one już będą wiedziały jak lecieć w świat.
Dziewczyny życzymy Wam nade wszystko, żebyście były sobą. Świat na Was czeka z otwartymi dłońmi. My w Was wierzymy! Jesteśmy pewne, że już niedługo będziecie niesamowitymi kobietami! Wszystkiego najlepszego w Wasze święto!
fot. Pexels
Temat jest mi bardzo dobrze znany bo tez mam córkę. Nie raz, nie dwa osłupiałam z wrażenia. Moja córka mając 3 lata w ciągu godziny musiała znać się na zegarze, w ciągu pół godziny jeździć sama na rowerku. Mając 5 lat postanowiła nauczyć się sumować rachunki „pod kreskę”, bo pani w sklepie tak robi. .Za każdym razem mnie to przerastało, bo córka swoim uporem nie odpuściła aż osiągnęła cel. Moja cierpliwość sięgała zenitu. Córka jest dorosłą osobą, również jest mamą i rozpiera mnie duma obserwując jak wychowuje swojego synka. Uczeń przerósł mistrza.