DOCAFE HANDMADE to świat zrodzony z pasji Dominiki i Kamila – niezwykle utalentowanego małżeństwa. Jeżeli zamarzysz o czymś wyjątkowym, niepowtarzalnym, stworzonym z serca oczami dwójki artystów, to otrzymasz projekt skrojony na miarę twoich marzeń. Jak to się mówi: rzeczy niemożliwe załatwiają od ręki, na cuda trzeba chwilkę poczekać. W pracowni dzieją się niesamowite rzeczy. Ze starannością i uwagą powstają małe dzieła sztuki, które nadają wnętrzu oryginalności, dają powiew świeżości.
Dominika – prawdziwa kobieta z pasją. Zawsze powtarza: Jeśli pewnego dnia, coś Cię zadziwi, zaskoczy, zainspiruje… Zobaczysz coś i wpadniesz na jakiś pomysł, który pozornie może wydawać się głupi i nierealny. Ale poczujesz jakieś ciepło w sercu, chwilę radości na samą myśl o nim. To właśnie iskierka pasji, która zapłonęła w Tobie. Nie ignoruj tego! Nie możesz tego odrzucić, tylko podążaj za tym… Otwórz swój umysł i serce, podtrzymuj ten płomień, a rozpalisz w sobie ogień, którego nic i nikt już nie zgasi. To ogień pasji…
Kamil – krytyczny do bólu, profesjonalista w całym tego słowa znaczeniu. Uwielbia drewno i możliwości, jakie ono daje…kocha pracę nad rzeczami, które poddaje obróbce i nadaje im szlif. Zdolności manualne i wyobraźnia na najwyższym poziomie pozwalają na uzyskanie najwyższej jakości oferowanych produktów. Żadnej pracy się nie boi, uwielbia wyzwania. Rodzinnie potrafi po prostu wszystko: od wkręcenia kołka w ścianie po ocieplenie domu. Rodzina i dzieci są dla niego najważniejsze i są motorem napędowym w każdym aspekcie życia. Prywatne pasjonat piłki nożnej. Uwielbia szybkie auta.
O wspólnej pasji, która stała się pomysłem na życie, Monika Winciorek porozmawia z Dominiką Feligą.

Monika Winciorek: Kiedy podjęłaś decyzję o własnym biznesie?
Dominika Feliga: Na początku mojej drogi zawodowej nie myślałam o własnym biznesie. Ale może zacznę od początku. Jestem szczęśliwą żoną i mamą trójki wspaniałych dzieci. Na tym polu realizuję się kompletnie. Zawodowo jestem analitykiem chemicznym z dziesięcioletnim stażem zawodowym. Studia na politechnice uczą precyzji i wytrwałości. Godziny spędzone w laboratorium i wymagające studia nauczyły mnie niesamowitej organizacji, co zaprocentowało w połączeniu obowiązków domowych z prowadzeniem firmy. Mama kładła nacisk na zawód, który wykorzystałby mój potencjał umysłu ścisłego. Zawsze mówiła, że na bycie artystką przyjdzie czas. Z perspektywy czasu uważam, że miała rację i to były prorocze słowa. Założyłam rodzinę, życie obrało kierunek i przyszedł moment na działania artystyczne.
MW: Skąd pomysł na handmade?
DF: Nasuwa się pytanie: Skąd więc dusza artysty? Była we mnie od zawsze. Odkąd tylko pamiętam, uwielbiałam prace plastyczno-techniczne, gdzie można było puścić wodze wyobraźni. Pamiętam, jak w podstawówce chciałam bardzo iść na Akademię Sztuk Pięknych, wtedy usłyszałam od mamy: Jesteś umysłem ścisłym, wykorzystaj to. Artystką zawsze zdążyć zostać. Wykorzystałam to. Jednak wewnątrz zawsze czułam niedosyt. Dzisiaj wiem, że to były prorocze słowa. Oczywiście to nie było tak, że któregoś dnia obudziłam się rano i postanowiłam być artystką. Pasja tworzenia była zawsze mi bliska, dlatego myślę, że to ona znalazła mnie, a nie ja ją. Pierwsze pomysły twórcze przyszły w dość trudnym czasie rodzinnym, kiedy dowiedzieliśmy się o chorobie synka.
MW: Dominika, czy pasja stała się wsparciem w walce o zdrowie synka?
DF: Lata 2015 – 2017 były dla mnie dosłownie piekłem. Zamiast cieszyć się urokami macierzyństwa, walczyłam jak lwica o życie i zdrowie mojego dziecka, mimo niewyobrażalnego zmęczenia fizycznego. Nie mam na myśli nieprzespanych nocy, opieki nad dwójką noworodków, prania, sprzątania, ciągłej zmiany pampersów itd. Tylko matka chorego dziecka wie, co niesie ze sobą spanie na szpitalnej podłodze pod łóżeczkiem, siedzenie na krześle pod blokiem operacyjnym, w głowie modlitwa i obawa czy dziecko przeżyje i jakie będą skutki tak dużej ilości ciągłej narkozy u tak małego dziecka. Codzienna walka z samą sobą w moich myślach: czy być z Maksem w szpitalu, czy wrócić do domu, gdzie czeka na mnie dwójka dzieci, które też potrzebują mamy. Mamy cudowną trójkę dzieci: starszy syn Tymoteusz i bliźniaki Maja i Maksymilian urodzone w 2015 roku. Już w ciąży wiedziałam, że będzie coś nie tak, że syn Maks będzie miał wadę nerek. Choć do końca wierzyłam i miałam nadzieję, że po porodzie będzie dobrze. I tę wiarę mam do dziś, choć dobrze nie jest, bo mój mały wojownik swoje pierwsze 1,5 roku spędził praktycznie w szpitalnym łóżeczku. Swoją pierwszą operację miał już w drugiej dobie życia, po której nie mógł się wybudzić przez ponad tydzień. Ta szpitalna rzeczywistość: kolejne zabiegi, operacje, reoperacje układu moczowego nie pozostała bez echa w mojej zbolałej matczynej duszy. Dziś jego stan jest stabilny, ma co prawda urostomię i jest pod ciągłą opieką specjalistów, ale póki co koszmar pobytów w szpitalach się skończył. Jednak w mojej głowie kłębiły się myśli, że to może moja wina, nawaliłam jako matka, bo nie umiem być nią dla wszystkich swoich dzieci. Jak byłam w szpitalu, nie było mnie w domu i odwrotnie i dylemat, gdzie powinnam być dla kogo. Bolało mnie serce. Na szczęście w moim życiu były obecne osoby, które nazywam niewidzialnymi ANIOŁAMI bez SKRZYDEŁ i dzięki nim, ich pomocy fizycznej, psychicznej i materialnej mogłam poukładać to wszystko. W tym całym chaosie, ciągłym życiu w stresie i niepewności moją ucieczką była właśnie moja pasja. W nocy jak już dzieci spały schodziłam do pracowni, początkowo była to po prostu piwnica, i kleiłam ziarna kawy na styropianowe stożki, tworząc z nich stroiki bożonarodzeniowe. Mając dość wszechotaczającego nas plastiku i tandetnej chińszczyzny, tworzyłam naturalne kompozycje z kawy, sznurka, szyszek z dodatkiem lasek cynamonu czy anyżu.
MW: … zmierzamy zatem do początków DOCAFE…
DF: Tak. Kiedy mój pierwszy syn Tymek był malutki, nasze wspólne wieczory były eksperymentami ze sztuką: malowanie, wycinanie i zabawa kolorem. Mobilizował mnie swoją ciekawością świata, szczególnie tym, abym zaproponowała, co może kreatywnego zrobić na konkurs w przedszkolu. Mówiąc to, chce zwrócić uwagę na obecność tworzenia, zarówno prywatnego w domowym zaciszu oraz zawodowego dla konkretnego klienta, była obecna zawsze w naszym życiu. Wraz z początkami DOCAFE zainteresowanie było coraz większe. Proponowaliśmy stroiki świąteczne, świeczki. Początkowo stroiki trafiały do moich znajomych, potem znajomi znajomych też zapragnęli takie mieć. Pojawiały się kolejne zapytania i machina handmade ruszyła. To trochę tak jakby puszka z potrzebami się otworzyła, klienci zaczęli dzwonić i dopytywać się o podobne rzeczy na Dzień Babci, Dziadka, imieniny. A my zaczęliśmy odpowiadać na potrzeby naszych klientów, sukcesywnie rozwijając naszą działalność zrodzoną z pasji. Aby sprostać rosnącym wymaganiom i zadowolić klienta, zaczęłam malować ręcznie polską porcelanę. Naszym bestsellerem okazały się ręcznie malowane filiżanki z wizerunkami dzieci na spodku jako prezent dla nauczyciela zarówno na zakończenie roku szkolnego, jak i Dzień Edukacji Narodowej. Jak widać, kawa towarzyszyła mi od samego początku poza tym zarówno ja, jak i mój mąż jesteśmy jej miłośnikami. Czasami mam wrażenie, że zamiast krwi płynie we mnie kofeina. Dlatego też w marcu 2019 roku oficjalnie powstała firma i marka Docafe handmade. Strona internetowa firmy: http://www.docafehandmade.pl/ DOCAFE to także skrót od DOminika KAmil FEliga, nazwa inspirowana kawą, bo jakby nie patrzeć kawa to nasz nektar życia, zatem taka forma była dla nas oczywista. Handmade w nazwie firmy jest formalnością, ale i rodzajem zachęty dla naszych odbiorców, ponieważ wszystko, co robimy, jest stworzone naszymi rękami.
MW: Z czego jesteś najbardziej dumna?
DF.: Najbardziej dumna jestem z tego, że podjęłam właściwą decyzję. Pasja towarzyszy nam na co dzień i czy mogłabym wymarzyć sobie coś piękniejszego? W czerwcu 2019 ponad 1500 sztuk personalizowanych filiżanek naszej produkcji, z ręcznie naniesionym obrazem uczniów trafiło do polskich i europejskich nauczycieli. Było to dla nas wielkie zaskoczenie i zaszczyt. Zleceń i realizacji z czasem było coraz więcej, co bardzo nas cieszy po dziś dzień. Jesteśmy z tego bardzo dumni, że możemy dzielić się swoją pasją i wykonywać dla klientów ręcznie tworzone produkty.
MW: Co Cię inspiruje?
DF.: Staram się szkolić, szukając jednocześnie inspiracji, często oglądałam amerykańskie i hiszpańskie strony i filmy na temat tworzenia wyrobów handmade. Właśnie tam poznałam sztukę artresin. Początkowo był to tylko zachwyt pięknymi stołami z żywicą. Było to moje marzenie, aby kiedyś mieć właśnie taki stół. Na filmikach było to wszystko takie proste i łatwe. Tzw. 5 minut roboty. Jednak jest to konkretna praca do wykonania, która wymaga wiedzy i umiejętności, a przede wszystkim treningu. W Polsce cena za taki stolik jest rzędu kilku lub kilkunastu tysięcy. Moja ambitna dusza artysty i rozum chemika stwierdziły jednogłośnie – skoro to takie proste sama sobie taki zrobię! Zaczęłam czytać na temat wylewów z żywic, konkretnie co potrzeba oraz jakie warunki trzeba spełnić. Kupiłam żywice, deski miałam, więc łatwizna…. No i bach… Wszystko się zagotowało… Wyszedł jeden wielki wulkan żywiczny. Zdeterminowana kupiłam kolejną i kolejną… i nadal nic. Potem to już była chęć udowodnienia sobie, że jednak to zrobię. Zaczęłam jeszcze bardziej się dokształcać w tym temacie i testować wszystkie możliwe żywice na rynku. I można by rzec, że przepadłam. Coraz bardziej interesowały mnie możliwości, jakie daje zarówno sama żywica oraz w połączeniu z drewnem. Ostatecznie oczywiście mój wymarzony stół się udał i cieszy mnie każdego dnia. Oprócz stołów w naszej pracowni powstają wieszaki, lustra, deski na wannę oraz mniejsze projekty tj. podkładki na kubki czy świece, breloki do kluczy bądź torebki, zakładki do książek, zdobione żywicą kieliszki do wina. Dziś śmiało mogę powiedzieć, że pasja tworzenia to sens mojego życia. Robię to, co kocham i kocham to, co robię. Dla mnie marka DOCAFE to moje czwarte dziecko. Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie wsparcie i ogromne zaangażowanie mojego męża, to on robi czarną robotę: szlifowanie i najważniejsze wylewania stołów, to jego konik.
MW: Co decyduje, że dany produkt znajdzie się w Waszej ofercie?
DF: Często powstanie nowego produktu to bardzo przemyślane działanie, poparte wieloma próbami w pracowni, zaś czasami to kwestia przypadku. Widząc kawałek drewna, od razu wiemy, co można z niego stworzyć.. Czy wieszak, deskę na wannę czy do serwowania serów. Plastry litego drewna to wiadomo, widzimy w nich nasze stoliki. Inaczej klaruje się sprawa breloków czy podkładek, to produkt dostępny od zawsze zaś zmieniają się trendy zdobień czy kolorystyka. Zawsze to klient decyduje, co chce otrzymać i to jego zdanie jest dla nas wyznacznikiem. Czasem, oczywiście doradzamy, sugerujemy jakieś rozwiązanie, ale ostatecznie to zawsze decyduje nasz ostateczny odbiorca.
MW: Co uskrzydla w biznesie, a co podcina skrzydła?
DF: Zadowolony odbiorca i jego słowa pochwały to dla nas największa zapłata. Kiedy klient przesyła zdjęcia naszych produktów w swoim domu, są to momenty, gdy autentycznie się wzruszamy. Każda rzecz, która finalnie staje się produktem, jest naszym dzieckiem wypieszczonym, wychuchanym, zadbanym. W momencie jego podróży do nowego domu martwimy się o komfort transportu. Jednak radość nowych właścicieli staje się dla nas najpiękniejszą rekomendacją, jaką moglibyśmy sobie wymarzyć. Do tej pory nie zdarzyły się sytuacje, które by nam podcięły skrzydła. Jedynie czasami szokuje podejście, że ktoś obejrzał przycięty filmik na zasadzie zrób to sam w pięć minut i potem taki odbiór idzie w świat. Niestety nie liczy godzin pracy, nieudanych prób, pieniędzy i czasu, który musieliśmy poświęcić, by zdobyć to doświadczenie, które teraz mamy.
MW: Dominika, jakie masz marzenia biznesowe i nie tylko?
DF.: Marzenia? Hm… Takie przyziemne, a jednak dla mnie bardzo ważne…by moje dzieci były zdrowe i szczęśliwe, by odnalazły swoje pasje i mogły je rozwijać. A my? Miejmy zdrowie, bo na resztę zapracujemy własnymi rękami. Nie marzę o domu z basenem, czy ekskluzywnej marce samochodu w garażu. Zawodowo marzę, by nasze dzieła promowały rękodzieło artystyczne w każdej formie i postaci. Moim pragnieniem jest uświadomienie jak unikatowe i wartościowe są to wyroby, które są wykonane pracą ludzkich rąk, indywidualnie, zaopiekowane i dopieszczone w każdym detalu.
MW: Co radziłabyś kobietom, które chcą zmienić swoje życie zawodowe i zarabiać na swojej pasji? Kilka wskazówek krok po kroku.
DF: Jeśli chcą zacząć, niech to robią. Nie odkładają tego na później, na jutro, na za tydzień, za rok. Nikt nie mówi, by rzucały pracę na etacie i na hura stwierdziły: od dziś zarabiam na pasji… Niech działają małymi krokami, teraz zbliża się gwiazdka. Może ich prace staną się w idealnym prezentem dla najbliższych. Taki podarunek ma bezcenna wartość, a może być idealną okazją, by pokazać swoją pasję u znajomych, rodziny czy koleżanek z pracy…a najlepszy jest marketing szeptany. Nie ma lepszej reklamy jak rekomendacja znajomych i osób bliskich. W dzisiejszej dobie wszechobecnego Internetu można zarazić pasją innych, pokazując światu, co mamy do zaoferowania. A kiedy nasza pasja zacznie fizycznie przynosić finansowe korzyści, można pomyśleć, by stała się sposobem na życie.
MW: Co decyduje o powodzeniu biznesu?
DF: Nie wiem, jaka jest złota rada i recepta na powodzenie biznesu… Myślę, że jeśli tworzy się z pasji i serca. Wkłada się w to całego siebie, to jest to autentyczne i prawdziwe, samo się obroni. Oczywiste jest, że własny biznes musi być rozwijany z pokorą i samokrytyką, żeby nie tracić obiektywizmu w działaniach. Ale fakt, że jeśli robi się to, co się kocha, to jest to bezcenne.
MW: Jaki rozwój daje Ci, jako kobiecie, Twoja firma?
DF: Jestem spełniona w każdej kwestii, jako matka, kobieta, żona. Dodatkowo jestem niezależną i pewną siebie kobietą, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Moje życiowe perypetie utwierdziły mnie tylko, że kobieta jest bardzo silna i może znieść , a przede wszystkim wytrzymać naprawdę wiele. Takie doświadczenie daje dodatkową motywację i rozwija skrzydła, bo wiesz, że dasz radę. Bo kto jak nie Ty!
MW: Co chciałabyś przekazać sympatykom Salonu Kobiet?
DF: Kobieto w Tobie siła! Dasz radę, wierzę w Ciebie i będę Cię wspierać z całych sił. Działaj! Nie czekaj, bo lepszego czasu, by zacząć już nie będzie. Jesteś wyjątkowa i nie pozwól, aby ktoś lub coś mogło to zmienić. Nic w życiu nie dzieje się przypadkiem i nic się nie udaje. To Ty to zrobiłaś, wykonałaś, dokonałaś. Dzięki Twojej sile, pracy i zaangażowaniu jesteś, tu gdzie jesteś i jeśli tylko będziesz chciała, możesz być tam, gdzie zechcesz. Uwierz: wszystko zależy od Ciebie! Nie czekaj, tylko działaj.
Jest takie powiedzenie; Wszystkie dzieci są artystami. Sztuką jest jednak pozostać artystą w życiu dorosłym. Bohaterowie artykułu wykorzystali swoje talenty po mistrzowsku. Wywiad pełna profeska.
Dzień dobry, pięknie dziękuję za dobre słowo. Zawsze dzieje się tak kiedy rzeczy, które robimy powstają z pasji. 🙂
Bardzo dziękuję za takie słowa ❤️ Mam nadzieję, że moja historia zainspiruje kogoś, kto znajdzie lub odkryje swoją pasję 🤍
Wspaniała osoba, pełna pasji:) Wystarczy spojrzeć na te piękne rzeczy i od razu widać, jak wiele serce w nie włożono. Gratulacje!
Po przeczytaniu tego artykułu widzę, że mamy tu do czynienia z trzema osobami pełnych pasji…. Mam na myśli Dominikę, Kamila ale i również Monikę która ten artykuł napisała. Brawa dla Was !