Nostalgia z kapustą i grzybami

Im bliżej nam do Świąt Bożego Narodzenia, tym mocniej odczuwam przeróżne stany i emocje. Treści w sieci emanują zapachem cynamonu, goździków, mandarynek, ogrzewają zapalonym kominkiem i ciepłymi, czerwonymi kapciami oraz obowiązkowo kubkiem gorącej czekolady z białymi piankami. Gdzieniegdzie, unosi się też dość mocno odczuwalny zapach goryczy, niezadowolenia i buntu, krzyczący [Kobieto] Nic nie musisz! Nie myj okien, nie pierz dywanów! Uspokój się z tym pieczeniem – możesz kupić, też będzie dobrze! Nie spotykaj się z tymi, z którymi nie chcesz, rodzina z wyboru jest tą ważniejszą i właściwszą!.

Sprzeczność i pogmatwaność moich emocji bije na alarm w związku z tym, bo raz mam ochotę zasuwać na szmacie i polerować kieliszki (przecież nie zaproszę gości do takiego syfu), a raz myślę sobie nie no ja naprawdę pierdolę te okna, bo co, dziś umyję, a jutro niemowlak uwali je sosem pomidorowym z kluskami świderkami, kultywując swoje cudowne BLW, a czterolatek poliże, robiąc eksperyment czy ze strony wewnętrznej domu też przymarznie mu język, czy tylko z zewnętrznej to zadziała… hmm?

Moje emocje są sprzeczne. Patrzę momentami na ten dom, do którego niebawem przyjdą goście i u progu rzucą z uśmiechem zdejmować buty?nie, kurwa nie zdejmować, sprzątałam po to, żebyś mi teraz naniósł syfu, bo w swoim domu też chodzisz w butach co nie? Albo ciocie, które szpilki przyniosą i porobią mi dziury w podłodze. I w tych moich pogmatwanych myślach planuję, co zaserwuję i jak to ogarnę z pracą i bombelkami i jednocześnie zazdroszczę psu w posłaniu, dla którego, o ile nie przemówi ludzkim głosem, to będzie kolejny zwykły dzień. Może sobie nadal spać brzuchem do góry i niewiele robić, a i na pewno jakieś jedzenie mu skapnie pod stołem, bo nie tylko dzieci mają dziurawe brody, umówmy się.

No i wtedy nachodzi mnie taka dość niespodziewana i wielka nostalgia i tęsknota za tymi, których już z nami nie ma i jednym słowem za tym, co było, mimo że irytowali mnie nie raz, tak jak irytują mnie ci od zdejmowanych i niezdejmowanych butów po dziś dzień. To ciekawe, że często mamy w życiu małe i większe żałoby, które czasami widzimy wyraźnie, czasami tłumimy i ignorujemy, ale nie zawsze wiążą się one ze śmiercią bliskiej nam osoby. Czasami jest to przekroczenie trzydziestki, czasami czterdziestki i wtedy trochę nam odbija i żałujemy minionych lat młodości. Że już czegoś nigdy nie będzie nam dane zrobić lub ukryć zmarszczek, fałdek, siwych włosów czy nie daj Boże łysiny – tej nie pofarbujesz.

Innym razem uświadamiamy sobie, że jesteśmy od kilku lat w życiu, które nijak nie przypomina tego, co było jeszcze tak niedawno i to nie jest okres, chwila-moment i zaraz wrócę do beztroskich czasów studenckich, czy pójdę na imprezę w czwartek i wrócę w poniedziałek, albo wylecę spontanicznie do Madrytu na tapas. To moje życie dorosłe, z dziećmi i wstawianiem o 5:00 rano, a nie kładzeniem się spać i tak jest cudownie.

Przy okazji tych świąt czuję właśnie tę mocną żałobę, nazwijmy ją właściwą i tęsknotę, nie za tańczeniem do rana, a właśnie za tymi, których z nami nie ma. Za ich zapachem, głosem i zachowaniami przy świątecznym stole i nie tylko tam, ale i tak w ogóle. Za ich wkładem w przygotowania i ich umiejętnościami kulinarnymi, których już nikt nigdy nie zastąpi, bo choćbym nie wiem jak, się starała i przygotowywała ciasto na uszka do barszczyku, to nigdy nie wyjdzie tak cieniutkie i tak pyszne, jak robiła to moja Babcia, której nie ma z nami już trzecie święta. I oczywiście mogę iść z trendem bojkotu harowania w kuchni i kupić, po prostu kupić, zamówić i może ktoś zrobi je lepiej niż ona sama. I spokojnie, jestem dorosła i wiem, co do mnie należy oraz jaka jest kolej rzeczy, nie trzeba mnie pocieszać i współczuć, nie o to chodzi. Bo mimo tego, że dziadek, który przeżył z Babcią ponad 55 lat, ma prawo uronić więcej niż jedną łzę i tęsknić za nią samą dużo bardziej niż za ciastem na pierogi i farszem, to pozwalam sobie na zanurzenie się w tej nostalgicznej chwili i zatęsknienie za tym i nazwanie tego, co czuję – nawet jeśli będzie to nostalgia z kapustą i grzybami!

W domu nadal dużo ludzi, bo narobiliśmy tych dzieci wkoło, jakby rzeczywiście to 500+ było powodem naszych decyzji, więc biegają, hałasują, rozwalają, śmieją się i powodują, że my się śmiejemy z nimi i z nich. Więc może to de facto zaćmiewa braki osób, których już z nami nie ma lub tradycji, których już nie kultywujemy, bo i po jaką cholerę? Ale wiecie, ten włos anielski na choince, kawal dziwnego sztucznego tworzywa, który z jakichś powodów musiał ozdobić drzewko, obok tych bombek PRL-owskich – muchomorków, szyszek, jabłuszek, wszystkiego w innym kolorze zawisnąć i tych takich dziwnych, okrągłych również plastikowych, z charakterystycznym wgłębieniem, które jak kalejdoskop załamywało światło. Pamiętam, jakie miał dla mnie magiczne znaczenie jak byłam dzieckiem i odgarniałam płachty tego włosia i zaglądałam na gałązki obszczerbionej, sztucznej choinki i wyobrażałam sobie, że się zmniejszam do rozmiarów Calineczki i mieszkam na tych gałęziach, wśród tych pięknych barw i zapachów. Tak, zgadza się, zapachów, bo mimo że nie było nas stać na żywą choinkę (a może i nie były takie modne wtedy i dostępne?), to ta była dla mnie najpiękniejsza i najbardziej pachnąca na świecie, dumnie prezentująca się na tle meblościanki.

I my tacy piękni i wystrojeni w te niewygodne krawaty, rajstopy cieliste i drapiące garsonki. Teraz nikt nam nie zabrania w dresie i klapkach, a drzewko jest złoto – czerwone, jednokolorowe lub ma tylko światełka – zależy, jaka moda danego roku panuje. I niby tak jest bardziej stylowo i wygodnie, więc dlaczego ja mam tak dużą ochotę się wystroić i wtapiać w te tradycje, co? Czekać aż gospodarz lub najstarszy rodem wstanie lekko przygarbiony i złamie jako pierwszy opłatek życząc nam wszystkiego, co najlepsze, wzruszając się przy tym, bo wokół ma nie tylko swoje dzieci, ale i wnuki oraz prawnuki, poirytowane, że muszą najpierw odbębnić opłatek, później próbować potraw, a na końcu jeszcze czekać aż wszyscy wypalą papierosy i będą gotowi na to, aby najmłodszy ulokował się pod choinką i rozdawał prezenty – dzięki Bogu, że przestali już palić przy stole, naprawdę!

Na co dzień bojkotuję mocno to, że coś należy do mężczyzny i tylko jemu powinno się jakieś zadanie przydzielić, ale są takie momenty jak polanie kieliszka wódki, przytachanie choinki czy to właśnie przełamanie się opłatkiem po raz pierwszy, co uważam za nieszkodliwą i piękną tradycję, pozostając nadal w pełni feministką i mając świadomość, że wszystkie te czynności każda z nas mogłaby zrobić w sposób zapewne lepszy! 😉 Chcę więc się wczuwać w to wszystko, szykować, pomalować i ładnie ubrać siebie oraz dzieci i męża i zasiąść do stołu, gdy zaświeci pierwsza gwiazdka. Chcę zjeść śledzia z ziemniakami, kapustę wigilijną, obrzydliwego karpia w galarecie i kolejne, niemięsne potrawy, aż dobije do 12 i spełnię swój tradycyjny obowiązek. Chcę zerkać na puste miejsce przy stole i wyobrażać sobie, że kiedyś ktoś naprawdę wejdzie do nas do domu i poczęstujemy go jedzeniem i pomożemy w potrzebie. Nawet obrus położę, a pod nim sianko uprzednio zachodząc w głowę, skąd ja je wytrzasnę, bo do kościoła nie mam z reguły po drodze. Udekoruję choinkę z dziećmi tak, że styl będzie ciężki do odgadnięcia, pomiędzy eklektyczno-papierowo-łańcuchowym, z domieszką pustych gałęzi na dole, żeby maluch nie zdejmował, przełamane ciastoliną Play-doh i absolutnie każdą barwą, przeterminowanymi cukierkami, ludzikami Lego i ozdobami kupowanymi w tajemnicy przed mężem, co by się nie darł, że kuźwa, nie mieści nam się już, a ta kupuje te gwiazdki i pierdolety i wszystko później wymieszane w tym jebanym brokacie i ja muszę rozplątywać te lampki cholerne. No ja to lubię. I wiem, że tak jak z małymi żałobami pojawiającymi się w życiu, tak style i próby dopasowania się do innych czasami nami kierują i nas otumaniają, do tego stopnia, że przestajemy być sobą, tylko coś tam kopiujemy i przestajemy być uważni, bo idziemy za tłumem tak jak wszyscy.

Zastanawia mnie więc moda na wygodę, na wyjazd za granicę w Wigilię i Święta na plaży z dala od rodziny, która zapienia nas do czerwoności (moja też, nie myślcie sobie! Pytanka o kolejne dziecko, a kiedy ślub, a przytyło Ci się, na porządku dziennym), ale mimo to chcę w tym tkwić, chcę tego doświadczać w umiarkowanym stopniu. Czy kupię barszcz czerwony w kartonie i posypię majerankiem, a następnie z dumą naleję każdemu? Być może. Pozwolę też każdemu być sobą i czuć się swobodnie, więc nie zmuszę męża do garnituru, ale miły dla tego o dziwo tradycyjnego mojego oka będzie Dziadziuś pod krawatem, zawsze, ale to zawsze podnoszący się, kiedy kobiety wstają od stołu, całujący w rękę na powitanie, bo przepuszczanie w drzwiach to takie dość pospolite i oczywiste.

Czy zirytują mnie krewni i rodzina, z mojej, jak i męża strony, swoimi durnymi tekstami, popisywaniem się nowymi nabytymi metodami wychowawczymi, krytykującymi karmienie piersią i jego brak, oceniającymi moją sałatkę i ciasto, do tego stopnia, że uznam jak co roku, że po raz ostatni ich tu zaprosiłam? Być może! Ale postaram się skupić na tym, co dobrego wnoszą i że kiedyś byliśmy bardzo blisko jako rodzeństwo czy kuzynostwo, wybaczając im lekkie odchylenia – każdy swoje ma, czyż nie?

Chcę przy nich być i chcę zauważać moje małe i duże świąteczne tęsknotki. Za tradycją i za bliskimi. Za wiarą w Świętego Mikołaja. Za uszkami i anielskim włosiem! Bez skrajności, bez przegięć, bo przecież i na Malediwach bym posiedziała, jakby trzeba było w taki sposób spędzać ten czas, wiadomo… 😉

Wesołych Świąt Kochani, słuchajcie głosu serca i róbcie tak, jak Wam podpowiada – i na te święta i na zawsze i wszędzie!

Karolina Dąbrowska

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

Babeczki z innej beczki

Salon kobiet

Poznałyśmy się w sytuacji, kiedy powierzono nam bardzo ciekawe wyzwanie – redagowanie magazynu i wszelkich kanałów komunikacyjnych o kobietach, dla kobiet i z kobietami…

Najnowsze posty

Osadzona, książka, obraz, kobieta

„Osadzona” Anny Matusiak – recenzja książki

Przeczytana jednym tchem jak pozostałe książki Anny Matusiak. Osadzona jest inna niż pozostałe. Ma jednak punkty styczne, ale o tym później. Tym razem Ania zabiera nas w daleką podróż. Do przepięknej Japonii. Niestety główna bohaterka nie miała okazji poznać jej piękna…

zupa TAJSKA

Zupa tajska

Zanim powiesz: to nie dla mnie, mam coś, co cię przekona. Mianowicie, zupę robi się max. 30 minut, a jest tak pyszna, że na jednej dokładce się nie skończy. Dodam, że jest tak prosta, że nawet jeśli masz, dwie lewe ręce, to dalej masz dwie, więc nie marudź.

Wyrzuty sumienia

Na pewno dopadły każdego i każdą z nas w różnych sytuacjach życia. Na pewno wywołały w nas niemiłe uczucia i zapewniły stres i nieprzespane noce. Wyrzuty sumienia, bo o nich mowa – czy rzeczywiście warto się nimi przejmować? Czy pozwolić im na wprowadzanie zmian w naszym życiu?

zielona sałatka z bobem

Sałatka z bobem

Pyszna i kolorowa sałatka z młodym bobem, świeżymi warzywami i oliwkami to idealna przekąska na ciepłe, letnie dni. W okresie zimowym, gdy brakuje świeżego bobu, można użyć tego mrożonego. Sałatkę z bobem warto podać w towarzystwie aromatycznego sosu, na przykład zielonego sosu na bazie jogurtu greckiego. Nada naszej potrawie wyjątkowego smaku i sprawi, że będzie się pięknie prezentować.

Weekendowa wycieczka

Cudze chwalicie — swego nie znacie — mówi stare przysłowie. Często szukamy miejsc do wypoczynku w dalekich zakątkach świata, a nie wiemy, że całkiem niedaleko są miejsca, które warto zobaczyć i gdzie można odpocząć. Dziś proponuję wycieczkę do Lichenia.

Piotr Krysiak Dziewczyny z Dubaju 2

Dubaj jest w nas

Od dłuższego czasu przyglądam się zamieszaniu, jakie wywołała publikacja książki Piotra Krysiaka Dziewczyny z Dubaju 2 – zamieszaniu, dodajmy, nieco wykreowanemu przez autora, który akurat w dziedzinie marketingu ma sporo talentu i doświadczenia. Ostatnio Audioteka.pl wycofała ze sprzedaży wersję audio tej publikacji, tłumacząc to zbyt dużymi kontrowersjami, jakie budzi tytuł (być może taką decyzję wymusił nowy właściciel Audioteki.pl, czyli Wirtualna Polska, który nie chce kłopotów na samym starcie).

Z potrzeby bliskości

Każdy z nas posiada określone potrzeby i dąży do ich zaspokojenia. Jedną z nich jest potrzeba bliskości, która u dzieci w gruncie rzeczy gra pierwsze skrzypce. Z tym że ta potrzeba nie znika, ale pozostaje w każdym z nas — również w dorosłości. Niektórzy zaspokajają ją, wchodząc w związki formalne lub nie. Inni, tworząc sieć przyjaciół, z którymi starają się utrzymywać bliższy kontakt, czasami przypominający wręcz relację, jaka łączy rodzeństwo.

Babeczki z innej beczki

Masz pytanie?
Skontaktuj się z nami