Ziemniaki są jednym z moich pierwszych, wyraźnych kulinarnych wspomnień z dzieciństwa. Pamiętam powroty ze szkoły, kiedy prababcia częstowała mnie młodymi kartoflami ze szczypiorkiem i gęstym kefirem. I jej barszcz biały z kiełbasą i ziemniakami z cebulką na oddzielnym talerzyku. Można je było nabierać łyżką i maczać w gorącej zupie, tak, jak miało się ochotę w danej chwili. Pamiętam, że tata moczył solidnie i często nie zjadał ziemniaków do końca. Mama z kolei uwielbiała (zresztą do dziś) je jeść z małej miseczki, a zupa bywała dla niej zbędnym dodatkiem.
Uwielbiałam weekendy, soczystego kurczaka, mizerię i dźwięk ubijanych w garnku kartofli. Ich aromat unoszący się po całym mieszkaniu — znak, że za chwilę wszyscy usiądziemy przy stole i zjemy wspólnie obiad, słuchając głosu Krystyny Czubówny.
Jak pokochałam ziemniaki z octem
Niezwykłe wspomnienia z dzieciństwa niespodziewanie wróciły do mnie kilka lat później. Mieszkałam wtedy przez rok u pewnej rodziny w maleńkiej wiosce nad Renem, nieopodal granicy z Francją. Wszystkie posiłki spożywaliśmy wspólnie, więc miałam okazję rozsmakować się w lokalnych daniach. Kiedy pewnego dnia zapytałam, co będziemy robić z gotującymi się ziemniakami w łupinkach, byłam rozczarowana, słysząc, że zjemy je dopiero następnego dnia. Ku mojemu zaskoczeniu miały one spędzić całą noc w lodówce i nie dość, że miały być podane na zimno, to jeszcze z octem! Dowiedziałam się, że to miejscowy rarytas i że na pewno nie pożałuję, w co akurat mocno wątpiłam.
Następnego dnia spróbowałam oryginalnej, niemieckiej Kartoffelsalat i mój kulinarny świat stanął na głowie. Była zaskakująco pyszna i od razu stała się jednym z moich ukochanych dań. Szybko zaczęłam ją też przyrządzać sama, ale i zamawiałam ją zawsze, ilekroć miałam okazję być w jakimś lokalu. Istnieje bowiem wiele wersji sałatki ziemniaczanej, a ja chciałam o niej wiedzieć jak najwięcej. Najczęściej spotykałam ją w towarzystwie różnego rodzaju kiełbasek, grillowanych warzyw, sałaty z winegretem i oczywiście dobrego piwa. Dziś z wielkim sentymentem przyrządzam ją sobie zwykle jako samodzielną przystawkę.
Sałatka ziemniaczana – to podstawa
Kartoffelsalat ma krótki i prosty skład, dlatego jej sekretem będą dobrej jakości składniki. Po pierwsze, gatunek ziemniaków, które nie rozpadną się podczas gotowania. Po drugie, gorący bulion oraz dobrej jakości ocet winny i olej, czyli marynata, którą wchłoną nasze kartofle. Ważne, by zaraz po ugotowaniu odcedzeniu pokroić je na grubsze plastry i od razu zanurzyć we wcześniej przygotowanym płynie. Całość dopełnia drobno posiekana cebulka, która po spędzeniu czasu w marynacie staje się delikatna i krucha.
Przepis na podstawową wersję Katoffelsalat:
1 ½ kg ziemniaków
1 łyżeczka kminku (opcjonalnie)
125 ml wywaru (najlepiej mięsnego)
1 cebula (obrana i posiekana)
5-6 łyżek octu
5-6 łyżek oleju sałatkowego
½ – 1 łyżeczka cukru
sól, pieprz
Przygotowanie:
- Ziemniaki myjemy i gotujemy ok. 20 minut w osolonej wodzie z kminkiem.
- Odlewamy i obieramy ze skórki, uważając, by się nie poparzyć.
- Jeszcze ciepłe kroimy w plastry, wrzucamy do miski i polewamy gorącym wywarem.
- Cebulę, ocet, cukier, pieprz i sól dodajemy wedle uznania i ostrożnie mieszamy z ziemniakami.
- Po 20 minutach dodajemy olej, mieszamy i odstawiamy.
Spotkałam się również z Kartoffelsalat w wersji z jajkiem na twardo, ogórkiem konserwowym, groszkiem, szynką, boczkiem czy szczypiorkiem i każda była równie smaczna. Wszystko zależy od naszej fantazji.
Sałatkę można podawać zaraz po wystygnięciu, ale warto poczekać i pozwolić jej spędzić trochę czasu w lodówce. Im lepiej wchłonie marynatę, tym bardziej pyszna!
Bardzo ciekawa i oryginalna sałatka, odważę się spróbować wykonać. 🙂
Na pewno skorzystam z przepisu, z moja sałatką zawsze jest coś nie tak;)