Witam wszystkich serdecznie. Cieszę się, że zajrzałam do Waszego salonu, tutaj jest tak ciepło i przytulnie. Nie wiem, od czego zacząć… Może od tego, że stoję na rozdrożu. Jestem kobietą po 40-stce, mamą, samotnie wychowującą prawie dorosłą córkę, partnerką w związku, w którym prowadzę ciągle walkę o uwagę, czas, zainteresowanie swoją osobą. Może zacznę od tego, że od zawsze czuję deficyt męskiej uwagi. Mama wychowywała mnie samotnie, tato nie zadał sobie trudu, żeby mnie nawet poznać. Młodo wyszłam za mąż, po jakimś czasie urodziłam dziecko. Nie dotrwaliśmy z mężem do 10 rocznicy. Później kolejny związek, również prawie 10-letni, przegrałam z alkoholem, partner wolał spędzać czas z piwem w ręku niż ze mną. I nagle pojawił się On. Kurczę, wierzcie mi, czułam się zaopiekowana, kochana. Czułam się szczęśliwa i mogłam szczerze powiedzieć, że kocham i Ja, tak prawdziwie. Miłością dojrzałą, jejku jak on na mnie patrzył. Cóż, nie udało nam się ze względu na odległość, która nas dzieliła. Pozostał smutek i jakaś wyrwa w serduchu do dnia dzisiejszego. Po roku poznałam mojego obecnego partnera. Dobrze się ze sobą czuliśmy, bawiliśmy. Wydawało się, że nadajemy na podobnych falach. Zdecydowaliśmy, że chcemy spróbować, że chcemy stworzyć fajny związek. Niestety Ja tu, On za granicą. Daliśmy sobie rok na pozamykanie przez niego spraw. Rok ciągłej huśtawki emocjonalnej. Jest w Polsce, jest fajnie, wyjeżdża i bum, inny człowiek. Po kilku dniach od wyjazdu odcina się. Nie odbiera telefonów, nie dzwoni. Ignoruje moje wiadomości. Następuje cisza. Później są przeprosiny i obietnice poprawy. Przyjazd do Polski, oki … Wyjazd i zaś to samo. Trwa to już ponad rok. Przyszło Boże Narodzenie i zgodnie z decyzją zjazd do Polski, niestety okazało się, że musi wyjechać jeszcze na dwa mc. Obietnice, że teraz będzie inaczej, bo przecież powiedziałam głośno i dobitnie, że jak się odetnie, to odetnę się i ja. Po 4 dniach nastąpiło milczenie. Trwa już ponad tydzień. Totalna cisza. Proszę Was, potrząśnijcie mną, byle porządnie. Po co jestem w tym związku, który na dobrą sprawę nic mi nie daje, oprócz negatywnych emocji. Ciągłego rozdrażnienia. Czuję się jakbym ciągle była na polu walki. Bo przecież szybko zapominamy o dobrych momentach, kiedy później dostajemy same złe. Sama zadaje sobie pytanie, ile jeszcze wytrzymam. Przecież nie ma tu żadnego wsparcia, zainteresowania, żadnego partnerstwa. Ciągle jestem odcinana, ignorowana, lekceważona. I co ja mam z tym wszystkim zrobić? Dlaczego nie potrafię tego zerwać? Szczerze to chyba na siłę próbuje być szczęśliwa i cóż oczywiście boję się samotności. Ściskam Was mocno. Dżasta
Kochana Dżasto,
Pierwsza myśl, jaką miałam po przeczytaniu twojego listu, była taka: – czy mogę powiedzieć Dżaście wszystko, co myślę, czy raczej przyjąć formę nieco bardziej oszczędną, zawoalowaną? (Mój starszy syn, kiedy w dzieciństwie coś narozrabiał, przychodził do mnie i pytał : – Mam być miły czy szczery? Bolało, ale wolałam to drugie.) I, jak to ja, wybrałam pełną, chociaż pewnie bolesną szczerość. Z jednym zastrzeżeniem – mogę się oczywiście mylić.
Myślę jednak Dżasto, że jesteś fajną, śmiałą i mądrą osobą, zatem – jestem pewna! – wolisz prawdę od stu półprawd. Tak cię czytam, moja miła. Walę więc prosto z mostu, od razu piszę, co czuję: wydaje mi się, że twój, jak piszesz, obecny partner dzieli los wielu osób pracujących za granicą i ma tam zupełnie inne, niezwiązane z tobą życie.
Ma tam drugie życie. Inne życie. Bez ciebie, bo nie ma tam dla twojej rodziny miejsca. Gdyby było, miałabyś z nim kontakt przez cały czas jego nieobecności przy tobie. Tęskniłby, dzwoniłby, pisałby. Ale on tego nie robi. Może nawet nie ma tam innej kobiety, ale twój niepokój, twoja intuicja temu przeczą. Z twoich słów wnioskuje, że to czujesz, ale jeszcze nie nazywasz wprost. To zrozumiałe, jesteś pogubiona i zraniona jego obojętnością. Boisz się.
Nie on pierwszy i nie on ostatni tak robi. Wiele osób tak żyje, kiedy mieszka daleko od bliskiej osoby. Ale to jest życie w kłamstwie i ciągłym strachu przed zdemaskowaniem. Być może się mylę, ale wszystko na to wskazuje. Jak inaczej wytłumaczyć jego znikanie, milczenie i odcinanie kontaktu od razu, kiedy wraca tam, do swojego drugiego domu, drugiego życia? Nie ma tam zasięgu telefonicznego?! Nie ma internetu?! Ejże, sama piszesz, że czujesz się jakbyś żyła na polu walki. Czyli intuicja już wariuje, ale rozumna Dżasta jeszcze jej nie słucha. Jeszcze blokuje niewygodne fakty.
Wierzę jednak, że jesteś już bliska tego, by sama przed sobą nazwać to wszystko po imieniu. I uwierz mi, to naprawdę wszystko jedno, czy on tam cię zdradza, czy może, na przykład, pije i dlatego znika na długo z twoich radarów – to nie ma znaczenia. Ważne, że cię ignoruje, lekceważy i opuszcza. A że potem wraca? Cóż, fajnie jest przyjechać do kraju i wpaść w twoje ramiona. Ale zastanawiam się, jak długo to wytrzymasz? Po co ci taki związek?
I najważniejsze: kiedy pisałaś o innych partnerach, pisałaś o miłości. Twój poprzedni związek pełen był tego wspaniałego uczucia. A kiedy piszesz o tym, co masz teraz – ani o niej słowa. Nie wystarczy, że jest, jak to ujmujesz, oki. Jego obietnice i przeprosiny to za mało, żeby czuć się kochaną. Wiesz, że to prawda, bo czułaś się tak już z prawdziwie kochającym cię mężczyzną. Te porównania zdecydowanie wypadają na niekorzyść tego, co masz teraz.
Ale żeby przeżywać spełnienie w związku – trzeba kochana Dżasto dać sobie szansę! Nie marnować czasu na toksyczną, niszcząca cię relację, tylko iść do przodu. Nie tylko dla siebie samej, ale także dla wszystkich, którzy ciebie kochają; dla dzieci, które są szczęśliwsze, kiedy ich mama jest szczęśliwa, dla twojej mamy, rodziny, dla przyjaciół. Ale najważniejsze: pożegnaj wreszcie demony, które budzą się w twojej głowie, a siedzą tam od dzieciństwa spędzonego bez ojca. Może warto przepracować ten ciemny zaułek twojego życia, może z kimś, chociażby terapeutą, który pomoże ci pogodzić się z tym, co było. Bo jeśli mała Dżasta nadal będzie trwała w złej relacji z nieobecnym tatą, to duża Dżasta łatwiej zgodzi się na trudne życie z kimś, kto także jest nieobecny, także o nią nie dba i także jej nie kocha. Pomyśl o tym.
Kochanie, zadbaj wreszcie o siebie. Dzieci rosną, a ty możesz mieć wreszcie czas na swoje sprawy. Życzę ci spełnienia, miłości od kochanego faceta, oraz tego, żebyś czuła, że jesteś ważna, kochana i warta jego całkowitej uwagi. Daj znać, czy masz już najgorsze za sobą, czy znalazłaś siły, by uporządkować swoje życie – dla siebie samej.
Twoja K.
Dżasta, jeśli ktoś kocha, nie krzywdzi! Twój partner, to taki kameleon żerujący na kobiecych uczuach. Ja mam taką powiedzenie: „Kto mnie bardziej uszanuje niż ja sama siebie? Pilnuję tego i jest ok. Porządek w Waszej relacji czeka na Ciebie, na Twój ruch. Zrób z tym coś, bo jeśli nie Ty, to kto” Jeśli nie teraz, to kiedy? Nie wiesz, że może gdzieś nowa miłość czeka tylko na Ciebie.? Myślałaś o tym?