JOHNNY to film, który był wyświetlany w kinach jakiś czas temu. Jednak ja, zawsze lubię odczekać. Jest to historia na faktach, przedstawiająca postać osoby niezwykłej. Nietuzinkowej. Nieustraszonej. Mowa oczywiście o księdzu Janie Kaczkowskim. Zanim jednak o filmie, pomówmy chwilę o samym księdzu.
Ksiądz /człowiek
O księdzu Janie Kaczkowskim słyszałam wiele dobrego, kiedy żył. Człowiek niestandardowy, łamiący stereotypy, łamiący zakazy, waleczny, uparty, zdeterminowany. Kontrowersyjny. Człowiek, który burzył wszelkie granice. Ksiądz Jan, człowiek o niezwykle otwartym umyśle. Wielokrotnie narażał się władzom Kościoła, ale stawał do walki co dzień. Do walki o drugiego człowieka. Władze kościelne wręcz zarzucały mu granie chorobą. On sam o sobie mówił onkocelebryta. Występował w telewizji, jeździł na Woodstock. Był zapraszany na różnego rodzaju spotkania, wykłady itd.
Był wszędzie tam, gdzie nikt inny nie chciał być. Współpracował z trudną młodzieżą, z więźniami, z chorymi dziećmi, ze starszymi, schorowanymi ludźmi. Rozgrzeszał ich z grzechów, przez które rodziny się ich wyrzekły. Wierzył, że każdy może się zmienić. Powtarzał, że każdy zasługuje na drugą szansę.
Ksiądz Jan był założycielem hospicjum domowego. Wyglądało to tak, że starym rozsypującym się autem jeździł z pielęgniarką i wolontariuszami, by pomagać chorym. Później z nadludzkimi wysiłkiem, wybudował w Pucku hospicjum. Fundusze na ten cel zbierał właściwie sam. Przeciwności, jakie napotykał na swojej drodze, nie pozostawiały wiele złudzeń. To się nie mogło udać. A jednak. Powstało i funkcjonuje. Po śmierci księdza Jana znacznie wzrosły dotacje na ten cel.
Johnny
Film jest oparty na faktach. Na początku pokrótce przedstawiający nam sylwetkę księdza Jana. Jego codzienne życie, przeciwności, z jakimi się mierzył. Problemy, którym stawiał czoła dzielnie i z uporem, zachowując radość życia, prezentując niezwykły optymizm.
Głównym wątkiem filmu jest historia recydywisty, który trafia do hospicjum pod opiekę Jana, w ramach resocjalizacji. Jan widział więcej niż inni. Wierzył w każdego, wierzył w drugą szansę. Nie pomylił się także w tym przypadku. Patryk, przeszedł wiele, ale to ksiądz Jan pokazał mu jak żyć życie. Przekazał mu najważniejsze wartości. Udało im się stworzyć relację na kształt przyjaźni.
Choroba, która znosi ograniczenia
Kiedy Johnny dostaje diagnozę, nie załamuje się. Jedyne pytanie, jakie zadaje lekarzowi, brzmi: Ile mi zostało? Wtedy też zaczyna żyć na tzw. pełnej petardzie. Z ogromnym wysiłkiem uczestniczy w spotkaniach. Walczy o Patryka. Angażuje się jeszcze bardziej w pracę z człowiekiem. Jak później w jednym z wywiadów powiedział jego ojciec: On, kiedy dowiedział się o chorobie, przestał się bać. Nie było już żadnych ograniczeń. Jedyną świętością był dla Niego jego Stwórca.
Podczas choroby ksiądz Jan pisał książki. Książki, które mają przekaz. Książki pełne wartościowego słowa. Książki mądre, zapadające w pamięci. Książki, do których wracasz, które czytasz z zapartym tchem. Pełne optymizmu, wiary, otwierające oczy. Książki, które zmieniają nasze spojrzenie na wiele rzeczy. Książki pełne magii?
Scena końcowa
Film kończy się sceną, w której Jan umiera. Moment pełen wzruszenia. Kaczkowski ujmuje pokorą, z jaką przyjął chorobę. Nie walczył, nie narzekał, nie kłócił się z Bogiem, że zesłał na niego takie cierpienie. Poddał się woli Boga i dopóki mógł, służył innym. Odszedł pogodzony. Do lepszego świata. Ktoś kiedyś powiedział: Jeśli niebo istnieje, to ksiądz Jan, właśnie tam podąża…
W końcowych przebitkach widzimy też Patryka, który jest szefem kuchni w jednej z topowych restauracji na Pomorzu. Także Patryka, który jest szczęśliwym ojcem i mężem. Na cześć przyjaciela, syn Patryka nosi imię Jan.
Kiedy pojawiają się napisy końcowe, ocieram łzy i milczę…