Jednak wcale nie o granicach tu będzie. Bynajmniej nie o tych państwowych. A o granicach przyzwoitości i człowieczeństwa rzecz się będzie działa.
Do napisania tego tekstu skłoniły mnie wydarzenia kilkunastu ostatnich miesięcy i tysiące historii, które usłyszałam. Niektórych byłam świadkiem. Wydaje się nam, że widzieliśmy i słyszeliśmy już tyle w swoim życiu, że już nic nas nie zdziwi. A jednak!
Wiele widziałam i słyszałam
- Liścik podrzucony do skrzynki pocztowej nie chcemy tu was.
- Odchody na wycieraczce pod mieszkaniem.
- List do właściciela mieszkania z zadaniem natychmiastowego usunięcia ukrów z mieszkania.
- Święte oburzenie, bo u nas w pracy zatrudniono Ukraińca, a tylu naszych szuka zatrudnienia.
Straszne? To jeszcze nie wszystko. Pani Olena, którą poznałam wiele lat temu, jeszcze zanim wybuchła wojna w Ukrainie, sprząta polskie domy. Z wykształcenia magister ekonomii. Pochodzi ze Lwowa. Opowiada mi, jak poszła do domu bogatych ludzi i kiedy myła wannę, 20-letni syn Państwa wszedł do łazienki, zdjął spodnie i bezceremonialnie skorzystał z toalety. Kiedy oburzona jego zachowaniem zwróciła mu uwagę i zagroziła skargą u rodziców, odrzekł: I co mi zrobisz? (tu poleciały epitety na temat pochodzenia) Komu tatuś uwierzy, mi czy Tobie? Chcesz mieć pracę, to nie dyskutuj, bo to dopiero początek.
Potraktowała groźby młodego z przymrużeniem oka. Ma syna w tym wieku. Wie, że młodzież lubi poszarżować. Zmieniła zdanie, kiedy pewnego dnia młody przyprowadził kolegów i próbowali ją zgwałcić. Na szczęście uciekła.
Historia Evy
Eva, lat 23, studentka prawa. Przyjechała do Polski zarobić trochę pieniędzy na leczenie mamy, która choruje na białaczkę. Ojca i brata zabrali na wojnę. Matka została na wsi. W rejonie gdzie mieszka, jest w miarę spokojnie. Pierwsza praca przy produkcji pierogów. Cieszy się, że ma prace. Sumiennie wykonuje swoje obowiązki. Nie narzeka. Nawet jak pracuje 14 godzin i słania się ze zmęczenia na nogach, uśmiecha się. Ma cel! Kupi mamie leki.
Po dwóch tygodniach, kiedy przychodzi dzień rozliczenia z pracodawcą, ten wyrzuca z roboty 11 osób, z którymi zaczęła pracę Eva. Rzekomo klient zgłosił reklamację. Nie dostają ani grosza za 2 tygodnie ciężkiej pracy. Straszy ich policją, sądem, deportacją i konsekwencjami finansowymi. Odchodzą ze łzami w oczach.
Marina
Marina, 36 lat. Nauczyciel uniwersytecki. Cudem uszła z życiem, ona i jej dwoje maleńkich dzieci. Kiedy wracali do domu, na budynek spadły bomby. Przyjechała do Polski z nadzieją, że teraz już będzie lepiej. Najważniejsze, że są bezpieczni. Pójdzie byle gdzie do pracy, aby utrzymać siebie i maluchy.
Znajoma załatwiła jej pracę u strasznego pana. Dystyngowanego wdowca, jak go określiła. Miała poprowadzić dom. Prać, sprzątać, gotować, zrobić jakieś drobne zakupy. Praca jak każda inna. Gospodarz pozwala nawet przyprowadzać czasem dzieci, gdy Marina nie ma ich z kim zostawić, albo przedszkole jest nieczynne. Wydaje się jej, że wszystko powoli się układa.
Po dwóch miesiącach Pan ją przywitał w gaciach. Uznała, że zdarza się, w końcu przyszła pół godziny wcześniej niż zwykle. Jednak tydzień później Pan zażądał od niej rozszerzenia zakresu obowiązków. Tak, dokładnie, to o czym myślicie. Bez owijania w bawełnę stwierdził, że mogą sobie wzajemnie pomóc i dać odrobinę przyjemności. Jeśli odmówi, ma się natychmiast wynosić.
Akurat był czas rozliczenia. Zrezygnowała z pracy, pracodawca nie zapłacił jej za miesiąc pracy, ani za zakupy z ostatniego tygodnia. Pracowała co dzień po 7-8 h, z weekendami włącznie. Zostały jej nierozliczone paragony na ponad 600 złotych. Dla niej to dużo. Z płaczem opowiadała o tej sytuacji.
To się dzieje wszędzie
Siedzę u fryzjera. Spory salon połączony z usługami kosmetycznymi. Wchodzi jakaś natapirowana dziunia. Patrzę na nią i już wiem, że będzie wesoło. Kilka minut później podchodzi do niej śliczna, młoda dziewczyna, pięknie mówiąca po polsku: Dzień dobry, nazywam się Tatiana, jestem magistrem kosmetologii. Bardzo mi milo, że wybrała Pani nasz salon, zapraszam na górę.
Twarz kobiety nagle się wykrzywia, wpada w furię. Odpędza przestraszoną i skonsternowaną dziewczynę, która jeszcze nie rozumie, że zawiniła tylko tym, że pochodzi z Ukrainy. Natapirowany wamp oburzony żąda zwrotu pieniędzy. Zapytana o przyczynę, wycharczała, że nie będą jej dotykać tacy ludzie, a skoro właściciela nie stać na normalnych pracowników, niech zamknie zakład.
Gdzie są granice?
Powiedzcie mi, gdzie są granice? Wyzywani od ukrów, banderowców, morderców z Katynia. W internecie krążą filmiki właścicieli zdemolowanych mieszkań. Matki drżą o synów, byleby nie uwiodła go jakaś cwana Ukrainka, łowczyni posagów.
Poniżani, zatrudniani do najgorszej pracy, odzierani z godności każdego dnia. Przeszkadza niektórym nawet to, że ich dzieci chodzą do szkoły razem z naszymi. Jakby były co najmniej trędowate.
Pracują poniżej swoich kwalifikacji. Jak poznana niedawno Pani Oksana. Wykładowca psychologii na uniwersytecie. Opiekowała się schorowaną starszą panią. Tu na szczęście bez niespodzianek. Szanowana, doceniana za dobrą pracę. Wyjechała już, mam z nią nadal kontakt. Planuje wrócić do Polski.
Odarci z własnych kwalifikacji i kompetencji
Mąż jednej z poznanych Pań jest artystą kowalem. W Ukrainie miał swój zakład rzemieślniczy, słynący z pięknych sztukaterii. Robił przepiękne poręcze zdobiące schody oraz balustrady. Zwycięzca wielu konkursów branżowych. Jego prace były wystawiane w wielu galeriach sztuki, ponieważ tradycja rodzinna sięga 4 pokoleń. U nas pracuje na budowie, jako pomocnik murarza. Pracuje, cieszy się, że ma pracę. Nie narzeka. Czasem tylko wspomina i zastanawia się, czy będzie mógł kontynuować tradycję rodzinną.
Jednak kiedy to my wyjeżdżamy za chlebem na zachód, oczekujemy szacunku, równych praw, dostępu do wszelkiego rodzaju benefitów jako pełnoprawni obywatele. No bo przecież pracujemy ponad miarę, jest nam ciężej, bo na dorobku, bo zaczynamy, bo nowy kraj, obcy ludzie itd. I wciąż narzekamy. Walczymy o swoje. Zgłaszamy pretensje, oburzamy się na jakiekolwiek uwagi pod swoim adresem.
Dość!
Nie ma mojej zgody na chamstwo, bestialstwo i niesprawiedliwość! Wszyscy jesteśmy tacy sami! Czego byśmy oczekiwali, gdyby to u nas wybuchła wojna? Gdzie byśmy szukali pomocy? Jak chcielibyśmy być traktowani?
Postaw się, jeden z drugim, na ich miejscu, pomyśl i odpowiedz sobie na to pytanie, zanim palniesz jakiś głupi tekst pod adresem kogokolwiek.
Nie ma mojej zgody na Ukra, skośnookiego, ciapaka, czarnucha, cygana, ani inne wyzwiska i poniżenia względem innych! Nie ma mojej zgody na żadne: white power! Nie ma mojej zgody na: Polska tylko dla Polaków! Wszyscy jesteśmy równi! Wszyscy jesteśmy tacy sami! Każdemu należy się szacunek!
Traktuj każdego napotkanego człowieka tak, jakbyś chciał, żeby on traktował Ciebie! Starczy miejsca dla Ciebie i dla niego. Wystarczy pracy, jedzenia, mieszkań i miejsca na ziemi. Za chwilę Ty możesz być w potrzebie, a karma nie myli adresów. Pamiętaj!
Podpisuję się pod tym tekstem obiema rękami.
Dziękuję za ten tekst, każdy młody człowiek powinien go przeczytać, a pod tymi słowami podpisuję się obiema rękami, nie pomiatajmy innymi, bo nami też zdarzy się, że będą pomiatać i vo wtedy. Żyjmy w zgodzie ze wszystkimi, nikt nie chce Wojny, chce Pokoju, Radości, Szczęścia.