Kiedy byłem mały, trafiłem do rodziny adopcyjnej. Moja matka była sadystyczną pedofilką. Jedną z zabaw, które sprawiały jej frajdę, było zdzieranie ze mnie żywcem skóry. Lała mnie kablem, dopóki na moim ciele nie pojawiły się rany. Kiedy szedłem do szkoły, opatulony byłem w sweter, aby ukryć sińce. Aby nie wydało się, iż matka znęca się nade mną, nie ćwiczyłem na wychowaniu fizycznym. Pomimo tego, że jestem osobą uzdolnioną, moje osiągnięcia w szkole nie były zbyt imponujące i wiecie co? Wszyscy mieli to w doopie.
Moralność na pozór
Może nie jest to dobry moment, ale mnie osobiście śmieszy to, co ludzie pokazują w tym momencie. Jak dla mnie i tysięcy innych ofiar przemocy w rodzinie, jest to teatrzyk dla poklasku. Dlaczego? Dlatego, że w wyniku doznanej przemocy, dzieci takie są problematyczne. Kłamią, chcąc chronić siebie i innych, przez co bardzo często postrzegane są jako te złe. Ludziom dopiero otwierają się oczy, gdy dojdzie do tragedii. W innym momencie jesteś po prostu śmieciem, winnym całego zła na ziemi.
Ten moralny zryw mnie kompletnie bawi, dlatego że problem ten istnieje od lat i nikt z nim nic nie robi. Władza najwyraźniej nie rozumie, że o wiele ważniejsza jest prewencja, niż zwiększanie kar. Systemu prewencji zaś w Polsce po prostu nie ma.
Brakuje specjalistów w dziedzinie przemocy, a tych, którzy są — pozdrowienia dla pani Marii Beisert — po prostu się nie słucha, bo o wiele łatwiej jest burzyć się w obliczu tragedii, niż jej zapobiec. Procedury są kulawe, zresztą co widać po śmierci Kamila. Osoby nadzorujące tego typu rodziny, są słabo wyszkolone oraz podatne na manipulacje i po prostu nie wiedzą, jak reagować w kryzysowych sytuacjach. Sam niejednokrotnie oszukiwałem tego typu specjalistów, mając zaledwie siedem czy osiem lat. Tak więc, skoro dziecko jest w stanie oszukać kogoś takiego, to tym bardziej dorosły.
Niekończący się koszmar
Wiem, co mógł przeżywać Kamil, ponieważ moje dzieciństwo było bardzo podobne. On jednak miał trochę więcej szczęścia, niż ja. I może ktoś się burzyć, ile wlezie, ale taka jest prawda. Osoby takie jak ja, muszą do końca życia męczyć się z cierpieniem, którego nie widać. Bólem, przy którym śmierć staje się błogosławieństwem. On przynajmniej już nie cierpi.
Ktoś, kto nie przeżył czegoś takiego, nigdy tego nie zrozumie. Nie zrozumie ciągle powracających koszmarów. Nie zrozumie ciągłych stanów dysocjacyjnych, zdarzających się w najmniej odpowiednim momencie. Nie zrozumie ciągłych stanów lękowych, przerażenia, które ci wiecznie towarzyszy. Chwiejnego nastroju i wielu innych skutków tego typu przeżyć.
I wbrew pozorom, zrozumienia nie oczekuję. Już jestem na to za stary, by wierzyć w ludzkie współczucie, które jest po prostu tylko i wyłącznie na pokaz.
Czas leci, nic się nie zmienia
Odkąd wydostałem się ze swojego koszmaru, minęło 20 lat i pomimo tego, od tego czasu nic się nie zmieniło. Nadal ludzie udają, że nie widzą problemu. Komentarz pod postem, to zaś trochę za mało. Tym nie ocalicie nikomu życia!
Sprawa ucichnie tak, jak w przypadku małej Madzi. Publika się rozejdzie do własnych, bezpiecznych domów, a koszmar wielu dzieci trwać będzie nadal. Koszmar, który nie przestaje znikać w dzień, w którym takie dziecko dorośnie. Ponieważ nie da się wymazać czyjejś pamięci. Z tym po prostu trzeba nauczyć się żyć. Kurtyna w dół. Teatr się skończył. Możecie wrócić do własnego, bezpiecznego życia. Pa.
Genialny dający do myślenia tekst ! Dziękuję,że go Pan napisał !
Przemku…. nawet nie wiesz, jak bardzo napisałeś, co czuję…
Mam nadzieję, wydaje mi się, że zdarzyły się także dobre osoby w życiu Pana jako chłopca , przedwczoraj znalazłam Pana we wpisie – komentarzu do psychitrki Mai H. , przeszedł Pan swą drogę i widać, że to głęboka droga z wartościami. Chce wierzyć,że są dobrzy ludzie i czasem rozmowa, relacja, czuły gest , uśmiech mogą zdziałać dużo dla dziecka, które straciło nadzieję . Pozdrawiam serdecznie. Przemocy Nie i oczy szeroko otwarte.