Myślę, że nie ma na świecie człowieka, który kiedyś się czegoś nie bał. Dla jednych to utrata pracy, rodziny, domu, pieniędzy, dla innych nieuleczalna choroba, a jeszcze innych jakaś błahostka.
Mój prywatny strach
Sądzę, że ja, jako jednostka, do tej pory w życiu najbardziej bałam się cztery razy. Bałam się o najcenniejszą rzecz, jaką dostajemy od losu — ŻYCIE. Ono, jak do tej pory, właśnie cztery razy powiedziało do mnie: sprawdzam! Ostatni taki test był 25.03.2015. Ostatnia operacja, która miała na celu poprawę mojego chodzenia. Faktycznie poprawa nastąpiła. Natomiast tego strachu na kilka godzin przed operacją nie zapomnę nigdy.
Przy ludziach będących wtedy wokół mnie, mogłam mówić, że się nie boję, bo to przecież dla mnie niemal chleb powszedni. Macie rację jeśli przypuszczać, że tak było… Udawałam, przed nimi i przed samą sobą również. Do dziś pamiętam to mocno bijące serce, spocone dłonie i podwyższone ciśnienie krwi. Niby wiedziałam, co z czym się je, ile wszystko będzie trwało i że nie ucieknę przed bólem po operacji. Nic mi to nie dawało, nie uspokajało mnie. Strach ciągle we mnie był. Może nie był on paraliżującym jak w sytuacji, kiedy przeżywałabym to pierwszy raz, ale niewątpliwie był ze mną. Cichutko pukał do mojej głowy i mówił: muszę tu na chwilę zostać, sorry. Nie starałam się go oswoić, bo wiedziałam, że szybko odejdzie.
Potem był kolega
Dłuższą chwilę po operacji, kiedy się już wybudziłam z narkozy, moją mamę zaczepił kolega z pytaniem, czy może mnie odwiedzić. Chwilę po tym, jak mama się zgodziła, Piotrek wszedł do sali, gdzie leżałam. Od razu jak go zobaczyłam, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Miło było wiedzieć, że ktoś poza moją rodziną interesuje się tym, jak się czuję. Dzięki jego wizytom strach o to, co będzie po operacji, trochę się zmniejszył. Czasami do dziś w myślach nazywam go moim dobrym duchem.
Strach to dziwna i momentami trudna emocja, ale niestety bądź stety, wszystko zależy od tego, jak ktoś ją postrzega. Jest nieodzowną częścią naszej egzystencji. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jakoś górnolotne, ale moim zdaniem właśnie tak jest. Strach da się oswoić i nauczyć z nim żyć… Przychodzi jednak taki moment, kiedy trzeba pozwolić mu odejść i dać sobie szansę na szczęści.