Już mi niosą suknię z welonem
Już cyganie czekają z muzyką
Koń do taktu zamiata ogonem…
Każda z nas, marzy o ślubie jak z bajki. Każda, marzy o białej sukni, welonie, weselu na 100 par, które będzie trwało 3 dni… Stop! Nie każda, a przynajmniej nieliczna część nie.
Zastaw się a postaw…
No, bo po co ten ślub, który i tak nie daje gwarancji udanego związku? Czasy złapania bogatego męża też już za nami, bo co mądrzejszy każe podpisać intercyzę. Za dużo jeleni nie znajdziesz. Panny też coraz cwańsze. Już nie wychodzą za mąż w wieku 17 lat. Chcą pożyć życie. Najpierw wykształcenie, później kariera, nacieszą się życiem, a dopiero potem myślą o stabilizacji.
Po co ten ślub, który kosztuje miliony monet, a i tak, tak naprawdę jest imprezą, na którą przyjeżdżają krewni z całego świata, których 60% nie jesteś w stanie zidentyfikować na ślubnych zdjęciach.
Kiedyś i dziś
Ślub to jest potężne przedsięwzięcie. Kiedyś to wiadomo, najmowało się kucharkę, stroiło stodołę lub jakąś salę w remizie i zamawiało zespół jakiegoś Łysego Leona i wszyscy się bawili. Dzieciaki piły oranżadę i bawiły się w berka dookoła stołów, rodzice pili wódkę, bo zawsze ktoś bąbelków przypilnował. Ktoś komuś dał w mordę… no bo jak to, żeby wesele bez bójeczki… I tak to się kręciło.
Dziś ma się to zgoła inaczej. Ślub przygotowuje się wiele miesięcy, ba! nawet lat. Sale w zależności od regionu, czasem trzeba rezerwować 2-3 lata wcześniej. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Kwiaty dobrane do koloru oczu młodej, wizytówki dla gości, żeby wujek Zdzisiek nie usiadł koło ciotki Maryśki, bo 100 lat temu się pokłócili o miedzę.
W ogóle usadzanie gości na weselu spędza sen z oczu młodych i ich rodziców, bo trzeba być na bieżąco z nastrojami panującymi w rodzinie. Bo dajmy na to, usiądzie ciotka Władzia, co uwielbia PiS, a naprzeciwko wujek Staszek, co ich nienawidzi. Wypiją po kielichu, albo trzy i się zacznie…
Kaśka z Grażyną też nie mogą siedzieć obok siebie, bo jedna drugiej 40 lat temu chłopa odbiła i do dziś jedna na drugą wilkiem patrzy. No i gdzie posadzić tę Hanię od Matysiaków, jak ona stara panna, dewotka taka. Dzieci nie lubi, pić nie będzie, za to wszystkich obgadywać i krytykować to ona na pewno.
Komu, komu, bo idę do… kuchni
Menu, to kolejny twardy orzech do zgryzienia. Bo chcielibyśmy wykwintnie, elegancko i z rozmachem… I widzisz wuja Zdzicha, który patrzy w talerz z krewetkami, jak sroka w gnat i nie wie, jak to rozegrać. Jeszcze ci brakuje potem plotek, że goście z wesela głodni wyszli. No ale znów jak będą wyglądać przed prezesem męża. On taki elegancki, w garniturach od Armaniego i będzie kotlety zajadał. A ta żona jego, o zgrozo, w garsonce Szanela czy innej Koko. Wystrojona tak, że tylko pawiego piórka w d…e brakuje? Już ją widzisz, jak zniesmaczona wcina tort Pani Halinki z lokalnej cukierenki, zamiast od Gesslerowej albo tego Amaro. Albo dajmy na to Agnieszkę, która mięsa nie je i co gorsze dzieciom zabrania. Boszzzz, co to się z tymi ludźmi porobiło. A całkiem normalna była jak była młoda. Potem, wyjechała do wielkiego miasta i się jej w głowie pomieszało. No i weź tu, człowieku sprostaj gustom i guścikom każdego gościa.
Pani prosi Pana
A zespół?! O masz!!! No i tu się dopiero zaczyna problem. Bo czy grać Twe oczy zielone czyli na swojską nutę, czy iść w inne klimaty? I czy goście nie poczują się urażeni. Bo rodzina Wojtka to jeszcze… Prości ludzie to disco z pola najlepsze. Oni, aby szybko i głośno. Ale! Nasi? Ciocia Halinka, co to tylko walce, flamenco i rumby tańczy. Wujek Kazik, co tylko jazzu słucha, czy dajmy na to, taki Ludwiczek co Mozarta uwielbia, a wszystko inne uważa za obrazę majestatu?
No i co zrobisz, jak nic nie zrobisz? W ucho se nie naplujesz. Chociaż… Nie, no jak. Wszystkim nie dogodzisz. Ale ten Ludwiczek. Jak widzisz jego zbolałą minę, pełną pogardy dla ciebie, twoich przyszłych dzieci i ich wnuków nawet. Nie wiesz. Nie wiesz, co masz zrobić i choćbyś napluła se w to ucho, to i tak jeden będzie zadowolony, a inny wkur….y.
Kufry, walizki, paki i skrzynie…i przyczłapy do bulgulatora
Prezenty, pieniądze, kwiaty, wino, karma dla zwierzaków, czy przybory szkolne. Do wyboru, do koloru. Ostatnio moda taka, że kwiaty są niepożądane. W sensie nikt nie ma nic przeciwko, ale! Młodzi są teraz praktyczni, nie lubią działania, które nie ma sensu, a skoro można komuś pomóc i to małym nakładem, to warto. Zatem prześcigają się w pomysłach, czym zastąpić te kilkadziesiąt złotych, które masz przeznaczyć na kwiaty. I ja się tu podpisuję pod tym obiema rekami.
Ale! Zawsze znajdzie się ciotka, ba! nawet nie jedna, co to taką inicjatywę obśmieje. Bo jak to, tak bez kwiatów. A co potem do kościoła zanieść? Żwirek dla kota? Sianko dla Jezuska, wróć dla chomika!!! No właśnie. Co to za głupie zwyczaje. I kto to słyszał, żeby wino, zamiast kwiatów nieść. No to się doczekali. Heniutek kupił im Amarenę w Biedronce za 10.50. chcieli to mają, tylko kto to teraz wypije. I jeszcze dołączył życzenia: na zdrowie młodej parze.
Borze szumiący!!! Przecież jakby oni tego spróbowali, to by karetka nie zdążyła przyjechać. Heniutek nawykły do takich trunków to nie wie, że oni żołądki mają delikatne. Na ptasim mleku chowane, a nie siarę i denaturat destylowany Biały duszek.
I po co to wszystko
Pobawili się, pojedli, obgadali jeden drugiego. Po mordzie jeden drugiemu dał, jak się spili, bo co z tego, że to już 30 lat jak nie gadają ze sobą i tak naprawdę nie pamiętają, o co chodzi. Ważne, że jak była okazja, to można było bezkarnie wlepić gałę temu głupiemu Józkowi, niech nie zadziera nosa. Wielki sołtys się znalazł. A jak mały był, to piach wpieprzał, bo mu kazaliśmy, skoro chciał się z nami bawić. Ale nic to. Wesele fajne, udane. Ważne, że się pobawili za cudze. A że w kopertę trza było dać. Ano albo i nie. A kto to tam teraz dojdzie, czyja ta pusta koperta była.