Część 3 – Dzieciństwo
Alicja obudziła się z bólem głowy, każdy krok powodował jej ból i otępienie zarazem. Już tyle czasu minęło, miała nadzieję, że to nigdy nie powróci. W dzieciństwie doświadczyła choroby onkologicznej. Chemia, naświetlania spowodowały spustoszenie w jej organizmie. Pamięta, jak z mamą świętowały wtedy wygraną walkę z rakiem. Pokój pełen balonów, tort, urodziła się na nowo, tak przynajmniej mówiła jej mama.
Obudziła się zlana potem, czuła się tak źle, że Jax nie opuszczał jej na krok. Długo myślała nad tym, czy zadzwonić do Adama. Pomyślała, że da sobie spokój i nie będzie go martwić w pracy, ma spotkania biznesowe. Czuła, że jest jej niedobrze, mdło. Nie bardzo potrafiła szukać ratunku, by sobie ulżyć. Aż w końcu zasnęła, może spała dwie, trzy godziny, kompletnie straciła poczucie czasu. Usłyszała trzask przekręcanego klucza w drzwiach wejściowych. Przebudziła się i chciała wstać, pokazać, że wszystko jest w porządku. Jednak nie było. Jak szybko wstała, tak szybko opadła z impetem w dół, na łóżko. Adam, kiedy pojawił się za drzwiami, upuścił na podłogę wszystko, co miał w rękach. Na podłogę z reklamówki, którą wypuścił odruchowo z rąk, rozsypały się mandarynki i jabłka. Torbę z laptopem oraz telefon rzucił pospiesznie na fotel. Podbiegł do Alicji.
– Aluś, co ci jest!? – bardziej krzyknął, niż zapytał. Odpowiedziała mu cisza i ciężki oddech narzeczonej. – Adam, myśl, trzeźwo! – skarcił się w myślach. Wykręcił nerwowo numer 112.
– Halo, halo, czy to pogotowie??? – wysapał mężczyzna. Słychać było w głosie wyraźne przejęcie.
– Tak, co się dzieje? – odparł dyspozytor.
– Moja narzeczona, zemdlała, bardzo ciężko oddycha.
– Narzekała na coś?
– Ostatnio nie, a dziś jak wróciłem z pracy zemdlała na moich oczach.
– Proszę podać adres.
– Wyszyńskiego 10 mieszkania 3.
– Za chwile będzie karetka na miejscu. Proszę być w gotowości. Ja będę na linii, gdyby pacjentka traciła oddech.
Adam z niepokojem obserwował i widział ciężko unoszącą się klatkę piersiową. Był przerażony. Poza Alą nie miał nikogo, pochodził z domu dziecka. Długo szukał, ale kiedy znalazł, okazało się, że są sobie pisani. Dogadują się bez słów, są tak po prostu, po ludzku i życzliwie szczęśliwi. Jego rozważania przerwały służby medyczne.
Medycy zbadali puls oraz ciśnienie.
– Wysokie – odparł szybko jeden z nich. Podamy zastrzyk i natychmiast zabieramy do szpitala.
– Pojadę za panami.
***
Maciek spojrzał na Edytę i uśmiechnął się patrząc w jej roześmiane oczy.
– Przepraszam cię za moją matkę – powiedziała łagodnym głosem.
– Wiem, jaka jest, zdążyłem się przyzwyczaić – odparł z lekką rezygnacją.
– Cieszę się, że jesteś moim przyjacielem. Moim życiem, nie mogłam podjąć trafniejszej decyzji.
– Podzielam to zdanie – kiedy to wypowiadał, przysunął się do niej delikatnie i powoli zaczął całować jej szyję, usta, policzki, zataczając okręgi po zewnętrznej stronie ucha. Poprzez pieszczoty chciał, wyrazić swoje nieustające pożądanie, jakie pomimo upływu czasu czuł do żony.
Następnego dnia czekała ich wycieczka do Krakowa. Chcieli uciec od nacisków toksycznej teściowej, a karmić się jedynie widokami i pozytywnymi myślami. W końcu planowali, że praca nad owocem ich miłości przyniesie plony.
Droga minęła im niezwykle szybko, z muzyką w tle urządzili sobie karaoke z Lady Pank i piosenką Zawsze tam, gdzie Ty.
Edyta zaczęła i wtórował jej Maciek:
Zamienię każdy oddech w niespokojny wiatr
By zabrał mnie z powrotem tam, gdzie masz swój świat
Poskładam wszystkie szepty w jeden ciepły krzyk,
Żeby znalazł się aż tam, gdzie pochowałaś sny
Już teraz wiem, że dni są tylko po to
By do Ciebie wracać każdą nocą złotą
Nie znam słów co mają jakiś większy sens
Jeśli tylko jedno, jedno tylko wiem
Być tam, zawsze tam, gdzie Ty (…)
– Wiesz, kiedy byłam dzieckiem, jako wzór małżeństwa stawiałam rodziców mojej mamy. Babcia Róża i dziadek Klemens. Byli prawdziwymi przyjaciółmi. Kochankami też. Myślę, że sukcesem w związku jest to, gdy dwoje ludzi się po prostu lubi. Uwielbia ze sobą przebywać. Nie jest to smutny obowiązek oraz powinność, a faktycznie radość i szczęście. I oni tacy byli. Uśmiecham się, gdy o nich myślę.
– Edytko, tak powinno to wyglądać. Nie wszyscy wytrzymują presję codzienności, potrzeba wiele wyrozumiałości i cierpliwości, żeby patrzeć na siebie przychylnym okiem. Nie zawsze się tak da, ale zawsze należy się starać. Dbać i pielęgnować, ale z potrzeby serca, nie z wyrachowania. Jeżeli kalkulujemy, robimy, co wypada, to prędzej, czy później skazane jest to na porażkę.
– I może tkwi w tym nasz sukces Maciuś – odparła z radością w głosie.
– Zapewne! – wyśpiewał chłopak.
***
Cdn.