W Warszawie czas płynie inaczej.
— Usiądź tutaj! — ryknęła starsza pani do starszego pana.
— Zakryj się, bo tu klima wieje, to zaraz cię będzie głowa bolała. Ja się już okrywam, bo zaraz mnie ucho będzie bolało i zaraz mnie zawieje. I zaraz gardło mnie będzie bolało.
— A zaraz potem umrzesz.
Zmierzyła go takim wzrokiem, iż miałam wrażenie, że jeśli ktoś tu umrze, to on. Od tego spojrzenia.
— Ciekawe czy moglibyśmy nie kupować biletów, jak u nas. Bo u nas w Radomiu to przecież nie płacimy. Bo to w całej Polsce obowiązuje. Tak mówili wczoraj we wiadomościach.
— Lepiej skasuj ulgowe.
— Ale mamy dobowe. Zaraz zobaczymy, jak skasuję, do której będą.
— No jak dobowe to na 12h.
— Nie wiadomo. U nas w Radomiu tak jest, a tutaj nie wiadomo. To Warszawa jest.
Plucie, żucie etc
Wsiadam do metra. Malec siedzi w wózku. Wzrok mordercy. Za wózkiem ustawiła się ona, madka wklejona w ajfona tak, że nie ogarnia zupełnie, co mały łobuz robi. Bezwiednie nakleja mu na wózek naklejki piankowe. Ona nakleja, malec zrywa, wkłada do buzi, po czym odgryza połowę, pluje dookoła, a resztę oddaje madce lub wyrzuca za siebie. Madka mu wyjmuje paluchem z pyszczka resztki tego, czego nie zdołał wypluć i zabawa zaczyna się od nowa, bo mamusia podaje mu kolejną naklejką. Qwa!!! Krzyczę całą sobą. Ten mały jest głupiutki, ale madka ma chyba dwa zwoje mózgowe.
Ach te śniadania…
Wchodzę do Costa na śniadanie. Czekam na swoje zamówienie. W tym czasie wchodzi jakaś gwiazda. Idzie jak po wybiegu, kołysze biodrami, wsparta jedną ręką o ramię napakowanego typa. Dziary na rękach, karku. Zamawiają, siadają na kanapach. Ona, naprzeciw niego. I cholera, że też nie dane mi było zobaczyć jej miny, kiedy kelnerka wykrzykuje tost, kawa…. ona mówi do niego — nasze zamówienie, a on do niej — nooo, to idź, przynieś. Buaaaaahahaha. Myślałam, że się usmarkam tam ze śmiechu. I tak, on to widział, jak ja się krztuszę, żeby nie ryknąć śmiechem. I tak spojrzał na mnie. I tak ryknął śmiechem sam. Po czym wzniósł oczy do sufitu i wymamrotał — ach ten urok… O borze szumiący ci faceci. Chociaż te jego oczy… Cudne, takie czarne, mroczne… hihi
Jem obiad w ogródku na starym mieście. Słychać krzyki. Ulicą jedzie kobieta ok. 50 lat na rowerze, auto wyjeżdża z chodnika, włącza się do jazdy.
— Zabijesz ludzi, jak jeździsz głupia c*po.
Patrzę po sąsiednich stolikach. Śmiejemy się wszyscy.
Obok siedzi rodzinka z piekła rodem
— Mamo, niedobre — odzywa się maluch.
— Jedz qwa, bo będziesz głodny. Nie po to płaciłem 20 zł, żeby wszystko wyrzucić — rzuca ojciec.
Maluch, na oko 5-letni, kuli się w sobie, zjada ze łzami w oczach to, co ma na talerzu, krztusząc się niemiłosiernie. Matka udaje, że nie widzi, radośnie ćwierka z facetem. O losie. Aż mnie ręce swędzą…
Jedna baba drugiej babie…
W internetach piszą, o konflikcie dwóch pań. W sensie jednej Pani, a druga to… pozostawię bez komentarza. Świat gwiazd, ważnych i ważniejszych, mniej lub bardziej znanych, się poczuł w obowiązku skomentować. Choć nikt nie prosił, nie oczekiwał. I tak wszędzie, ale to wszędzie bla bla bla. A jak to mówią Inteligentny wszystko zauważa, głupi wszystko komentuje.
Ale jeszcze zanim o… porozmawiajmy o hejcie.
Że też ludzie mają jakąś taką potrzebę komentowania. Że też czują się na tyle ważni, że myślą, że kogoś obchodzi ich opinia. Że też pozwalają sobie na mniej lub bardziej wulgarne komentarze. Na jedną gwiazdę, która absolutnie nie aspiruje do tej roli, wylewa się od jakiegoś czasu wiadro pomyj, każdego dnia. Dziewucha jest tak sympatyczna, pokazuje rzeczywistość bez filtra, bez make-up, bez retuszu… I tu się zaczyna:
— jaka marna;
— jaka brzydka;
— szpanuje domem w …
— cycki małe;
— ubierz się, bo ludzi straszysz;
— że ten mąż cię jeszcze nie zostawił;
— z przodu plecy…
Qwa!!!kim ty jesteś, żeby się tak odnosić do drugiej osoby?! Znalazła się piękność z przeceny, jedna z drugą. Włosy przetłuszczone, skóra, która nigdy nie widziała kremu, morda opuchnięta, 30 kg nadwagi i sukienka z nylonu z bazaru za 20 zeta… W lustro spójrz! I nie komentuj, że domem się chwali. Chwali się, bo może. Bo zapracowała na niego. Bo chce. A ty dama ja się chwalić nie lubię, co to ma na profilu zdjęcia wnuczki na rowerze, kwiatów w ogródku, drzew w sadzie i 20-letniego rzęcha przy chałupie pod strzechą i każde podpisane: moja duma… pomyśl, zanim napiszesz głupotę. Trzeba było pracować jak ona i ty byś miała dom w Hiszpanii.
I na koniec o radości, takiej zwykłej
Cieszę się, że dzień się kończy. Jestem przebodźcowana. Cieszę się z ciszy w metrze. Słychać tylko szum. Taki kojący… Z pięknego zachodu słońca. Z tego, że za chwilę włożę swoje ulubione kapcie i dres, w którym czuję się milo, bezpiecznie i jest mi zwyczajnie po ludzku dobrze. Usiądę w ulubionym fotelu wysłanym przyjemnym, miękkim kocem. I będę się cieszyć chwilą, bo jutro znów życie rzuci mnie na pożarcie tego miasta. I od nowa…
Jeśli nie znasz jeszcze Wakacyjnego luzu część 1 to zapraszam Cię tutaj: Dzień jak co dzień – wakacyjny luz