Oel nagti kame*, ale nie zawsze byłam w stanie dostrzec. Czasami odczuwałam frustrację i wyrażałam swoje niezadowolenie bardzo głośno. Wkurzałam się i krzyczałam. Wydawało mi się, że wszystko mi wolno. Umiałam tylko wymagać, oczekiwać, brać. Ale wtedy nie wiedziałam i nie widziałam. Wszystkie te moje osiągnięcia mniejsze i większe, awanse, ciężkie chwile na mojej drodze, potknięcia i upadki, są bez porównania do tego, co niesie ze sobą rola matki. Widzę to teraz, Mamo. Twoje macierzyństwo, Twoją miłość i Twoje trudy.
Wiesz, jak jest. Nie było szkolenia, chociaż wielu mówiło: zrób tak, czy inaczej. Nie było instrukcji na kolki, ząbki, wysypki. Na nieposłuszeństwo, piwo po kryjomu i wagary. Na złamane serca, złe decyzje, niepotrzebne inwestycje. Nie wprowadziłam połowy z tych wszystkich rad, które wyczytałam w mądrych książkach. Nie umiałam. I widzę Cię, jak na pewno próbowałaś wdrażać te, którymi Ciebie obdarowywano i nie udawało się, chociaż chciałaś inaczej.
Kiedyś myślałam, że ja zrobię to lepiej. Rzucałam Ci w twarz nonszalancko, że ja taką matką nie będę! Że nigdy nie krzyknę. Że nie powiem ja pier**lę pod nosem. Że nie włączę bajki o 6:00 rano, żeby mieć święty spokój i napić się kawy. Ciepłej kawy, tak dla odmiany. Że nie zamknę się w toalecie, płacząc po cichu, żeby nikt nie słyszał. Teraz widzę, jak Ty to robiłaś, gdy miałam tylko kilka lat i teraz to rozumiem.
Dzieciństwo oczami dorosłej mnie
Przenoszę się do tamtego czasu, do tamtego domu, kamienicy, niewielkiego mieszkania. Jestem niewidoczna. Mała ja. Dziewczynka. Stoję z boku i obserwuję Cię. I chociaż wtedy pałałam gniewem, teraz jestem zadziwiająco spokojna. Nie wściekam się, że nie mam swojego pokoju, bo to nie Twoja wina. Nie krzyczę, że nie jadę na wycieczkę, bo rozumiem, że nie stać nas na to. To przecież oczywiste – nie wyczarujesz. Widzę Cię i chciałbym Cię przytulić, bo okazuje się, że nie tylko ja czekam na tatę, który wyjechał w delegację, ale Ty także.
Przyglądam Ci się. Zawsze byłaś najpiękniejsza, a ja chciałam się tym chwalić przed rówieśnikami. Patrzcie, a moja mama jest taka młoda i wygląda jak modelka! Jesteś bez skazy, a jednak wtedy, zamiast mówić Ci: Mamo jesteś piękna, umiem jedynie tupać nogą w złości, że inni mają lepiej. Przyglądam się ścianom, firankom, meblom. Patrzę na Ciebie, gotującą na starym, gazowym piecu, który jak nic za moment je*bnie. Obok nasz pies, który zajmuje większość tego niewielkiego mieszkania. Mój brat drze się wniebogłosy, a Ty dolewasz odrobinę wody do garnka, bierzesz go na ręce i idziecie do mnie, żeby porysować. Patrzę na nas. Czuję ten zapach starej kamienicy i drewnianej podłogi. Widzę Cię, jak próbujesz wiązać koniec z końcem.
Koniec z końcem
Widzę Cię, jak biegniesz z ciężkimi siatkami z zakupami, które wbijają Ci się boleśnie w dłonie. Jak obracasz w ręku stare pieniądze, 20 tysięcy złotych, zastanawiając się, co za nie kupić. Widzę, jak się wściekam przy obiedzie, że ja tego jeść nie będę i wstaję od stołu tuż po tym, jak siedziałaś w garach dwie godziny. Obrażona idę do Kaśki coś zjeść, bo u niej jest lepsze.
Widzę, jak upada Ci kilka jabłek, w jednej ręce trzymasz mojego brata, prosząc mnie podaj mi…, a ja wychodzę i mówię, że teraz jestem zajęta. Widzę Cię, jak czytasz mi bajki przed snem, choć sama jesteś zmęczona. Widzę Cię, jak siadasz przy moim biurku i pomagasz mi z zadaniami domowymi, nawet jeśli biologia sprawia Ci trudności. Widzę Cię, jak tulisz mnie mocno, gdy jestem smutna lub przerażona. Widzę Cię, jak stoisz przy mnie na każdym ważnym wydarzeniu, wyścigu, przedstawieniu szkolnym czy konkursie recytatorskim. Widzę Cię, Mamo jako wsparcie, które zawsze jest obok mnie. Podczas gdy ja wylewam sobie na głowę 10 butelek wody utlenionej, bo chcę mieć pasemka. Wykradam Ci kosmetyki i niszczę najlepsze rajstopy. Upijam się i olewam szkołę. Całuję pod sklepem z szemranym chłopakiem i gdzieś mam Twoje rady, żebym na siebie uważała i że nie podoba Ci się to wszystko.
Widzę, jak siedzisz przy stole z twarzą w dłoniach i nic nie mówisz, a ja boję się podejść, chociaż wiem, że nie odtrącisz mnie, jak Cię przytulę. Widzę, że chcesz lepiej, inaczej, mniej boleśnie dla siebie i dla mnie, ale nie wiesz jak, więc siedzisz i palisz papierosa. Patrzysz w ścianę, a ja, zamiast przytulać, wypluwam z siebie masę słów, że inni to mogą, że mają lepiej, że się wyprowadzę, że nienawidzę tego wszystkiego, wymachując rękami! I że zrobię tatuaż, przekłuję język i wyjadę z Tomkiem pod namiot, bo jestem już dorosła i mogę. Pyskuję i jestem krnąbrna.
- Będziesz mieć swoje dzieci, to będziesz im pozwalać
- Wyprowadzisz się z domu, to będziesz sobie robić co chcesz
- Mnie nie obchodzi, że inni mogą
Widzę Cię teraz i mówisz przecież zupełnie coś innego niż wtedy, jak to możliwe?
- Jest mi ciężko zgodzić się na to, bo boję się o Twoje bezpieczeństwo
- Przeraża mnie wizja, że jesteś w nocy poza domem. Co, jeśli Ci się coś stanie córeczko i ja Cię nie obronię?
- Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego Twoi rówieśnicy jadą stopem na wakacje, to jest ponad moje możliwości, przecież to takie niebezpieczne. Czy mogę ja Was odwieźć?
Widzę Cię, jak zmieszana siadasz i przepraszasz, że nie powiedziałaś mi o śmierci naszego psa przez ponad miesiąc, ale zwyczajnie nie umiałaś. Jak to się robi, jak ktoś ma sześć lat? Jak mu to powiedzieć? Widzę, Cię, bo sama dziś robię to samo, bo nie umiem inaczej. Telewizor się popsuł – nie ma bajek. Musisz umyć włosy – bo będziesz mieć robaki na głowie. Załóż czapkę – bo będziesz znów chory, pojedziemy do lekarza, a on zleci pobieranie krwi. Nie wiem, co jest gorsze, co lepsze. Wiem, że mówią, żeby tak nie robić, a robię. Wiem, że nie umiem czasami inaczej. Wiem, że Ty też nie umiałaś. Widzę Cię, gdy płaczesz, że psa już nie ma i wiem, że nie tylko mi było ciężko.
Urlop
Pamiętam, jak myślałam kiedyś, jak Ty mogłaś n i e p r a c o w a ć przez tyle lat i t y l k o zajmować się domem. Ja, karierowiczka z krwi i kości, między jedną konferencją a drugą. Do pewnego czasu wydawało mi się, że praca to tylko ta z laptopem się liczy. Latałam jak kot z pęcherzem, wymieniając tylko ciuchy w walizce, bo dziś Londyn, jutro Dubaj, a w przyszłym tygodniu Sydney.
Tymczasem dziś już wiem, bo widzę Cię. Sama jestem w tym miejscu.
Widzę Cię, jak gotujesz, a oni nie chcą nawet tknąć. Młodsze rzuca brokułami o ścianę, a starsze mówi, że mnie nienawidzi i już nie kocha, bo nie kupiłam mu zabawki. Zmieniam pieluchę, kupa spływa mi po rękach, myję ten mały, zasr*ny tyłek i słyszę z dołu – znowu rosół, kochanie? Serio? A jak Boga kocham, robiłam go w jedynym możliwie wolnym czasie. Drzemka młodszego trwała 35 minut i zamiast usiąść na doopie i odetchnąć, to obierałam marcheweczkę, selerka, pietruszeczkę.
Nie wiem, jak robiłaś to wszystko bez pampersa i dożywotniego wyroku za zabicie męża, mojego kochanego taty za takie pytania, w takich momentach. Ja się powstrzymuję, kilka razy dziennie, a przecież nie pracuję! Mam urlop macierzyński. Palmy, kokosowe drinki, piasek i słońce. Urlop. Wakacje. Przerwa. Moment oddechu. No kur*wa, Mamo, tego nie widzę. Kto to tak nazwał?
Dziś wiem, że bycie matką to niezwykle wymagająca rola, pełna poświęceń, trudności, ale też i miłości. To praca bez przerwy, która nie kończy się po 8 godzinach. Widzę, jak stawiałaś wszystko na swoim rodzinnym ołtarzu, oddając siebie dla dobra naszego domu.
Widzę, jak wstajesz w nocy, bo płaczemy. Układasz do snu ponownie, wysadzasz na nocnik i podajesz butelkę z mlekiem. Zazdroszczę Ci, że nikt Cię nie lakto-terroryzował wtedy. Widzę, że i tak musiałaś wstać, przygotować i podać ciepłe mleczko, więc spałaś mniej niż więcej i nie oceniam, jak można piersią nie karmić. Dziś, będąc w Twoich butach, doceniam to, czego wcześniej nie widziałam. Doceniam Twoją siłę, wytrwałość i odwagę. Doceniam, że pokazywałaś mi, że niezależnie od okoliczności, można znaleźć siłę, by kochać i troszczyć się o innych. Doceniam Twoje poświęcenie i trud włożony w wychowanie mnie i mojego brata.
Egoistka
Widzę Cię jak Ci przykro, kiedy ja się wkurzam, że nie przychodzisz na mój mecz – tata przecież pracuje i ma czas, a ty nie masz? Przecież nic nie robisz, siedzisz w domu. Widzę, jak krew Cię zalewa po takim tekście, ale dalej zmieniasz pościele w trzech łóżkach, w jednym znajdując starą, spleśniałą kanapkę, którą robiłaś mi do szkoły trzy tygodnie temu. Widzę, jak chwilę później czyścisz łazienkę, na kolanach sięgając pod szafki i wannę.
Pot skrapla się na Twoim czole, a ja przychodzę z kolejną dwóją i mówię, że matematyka ni ch!@uja mi się do niczego nie przyda. Po czym kroję kawałek ciasta, kruszę na odkurzoną chwilę temu podłogę, wysmarowuję deskę masłem, zostawiam brudny nóż i otwartą szafkę, z której wyciągnęłam herbatę. Nie chce mi się jej zamykać. Nie myślę o tym. O bałaganie. O szkole. Siadam przed telewizorem, bo leci Bayer z Bel-Air. Widzę Cię, bez słowa sprzątającą po mnie, myślącą o tym, gdzie korepetycje i z kim, i jak do mnie dotrzeć. Do tej goowniary nieznośnej, niewdzięcznej, okropnej. Widzę Cię i rozumiem, dlaczego tak myślisz i czujesz i mam ochotę jej przyłożyć, chociaż nigdy bym nie podniosła ręki nawet na muchę.
To też
Widzę, jak pieczesz ciasta co niedziela i dajesz nam wylizywać łyżkę i miskę z czekolady. Jak trzymasz mnie za rękę i pchasz wózek z bratem do parku. Widzę, jak kupujesz mi lalkę w Pewexie i piękne, białe rajstopy z Myszką Miki, które godzinę później wyrzucamy, bo się przewracam na rowerze i nie nadają się do niczego przez dwie wielkie dziury na kolanach.
Widzę Cię, jak farbujesz włosy czarną farbą, a później kręcisz na wałki. Widzę Cię i czuję, jak pięknie pachniesz, chociaż nie umiem powiedzieć czym, bo to po prostu Twój zapach. Bezpieczny, znany, kojący. Widzę Twoje piękne paznokcie, długie i chude palce dłoni. Widzę twoją zgrabną sylwetkę i sukienkę w kwiaty do ziemi. Widzę, jak się uśmiechasz, twoje piękne usta rozszerzają się i pokazujesz dołeczki, te same, które dziś pokazuje Twój roczny wnuk – wiem, że są po Tobie.
Widzę, jak organizujesz wakacje w góry, nad morze, na Mazury. Kupujesz mi watę cukrową, rower, maskę do nurkowania. Widzę, jak się martwisz, kiedy się topię w rzece, jak wstajesz z leżaka przerażona i krzyczysz z brzegu, a ja próbuję się wydostać z wiru. Widzę, jak mnie kochasz wtedy, jak jestem mała. Ale też i wtedy, gdy już jako dorosła kobieta przychodzę po prostu zalana łzami, a Ty z otwartymi ramionami zapraszasz do środka. Parzysz herbatę, podajesz koc i chusteczki, bo wiem, że to koniec i będę przechodzić przez rozwód. Przechodzimy go razem, ramię w ramię.
Głask
Widzę Cię, jak bardzo potrzebujesz wsparcia, ale Ty nawet o tym nie wiesz. Nie potrzebujesz niani, pani do sprzątania czy ogrodnika. Potrzebujesz mamy. Widzę Cię, jak bardzo chcesz być przytulona i usłyszeć: świetnie sobie radzisz, jestem z ciebie taka dumna. Kocham Cię. Widzę Cię, jak tego nie dostajesz i nie rozumiesz, że to jest to, czego potrzebujesz. Jak to jest to mieć.
Jesteś twarda, przełknęłaś już niejedną gorzką pigułkę. Przetrwałaś niejedno upokorzenie. Wstałaś nie raz z kolan. Walczyłaś o siebie i nas, pchałaś ten wózek bolących doświadczeń przed siebie. Widzę Cię, jak próbujesz mi to później dać – wsparcie, miłość, ciepło, ale nie zawsze umiesz i widzę, jak ja nie ułatwiam tego zadania. Widzę, jak się starasz i trafiamy na siebie. W końcu. Po wielu latach
Widzę Nas
Widzę, jak palimy obie papierosy, ukrywając się przed babcią, obie się jej bojąc. Nie wiem, co jest bardziej patologiczne, to że razem palimy, czy że dorosłe baby chowają się za rogiem, żeby ich nie nakryto. Widzę naszą więź. Sporo razem przeszłyśmy. Widzę, że strasznie to lubię, że wyjechałyśmy razem. Wiem, że to dość niepopularne. Nie sprzedałabym tego inny na Instagramie, bo ani maratonu nie biegniemy w akcji charytatywnej, ani nie jemy wegańskiego obiadu, ani nie bierzemy psa ze schroniska. Palimy cienkie mentole i pijemy kawę. Widzę jednak, jak bardzo lubię to, że łamiemy razem zasady i jesteśmy we dwie.
Widzę nas. Gdy kupujemy kwiatki balkonowe i ja twardo olewam zimną zośkę, a później płaczę, że kwiatki mi zmarzły, a Ty jedziesz ze mną znów do sklepu i doradzasz kolory, podpowiadasz, które sadzonki będą lepsze. Widzę Twoją minę, jak po raz pierwszy w życiu lecisz samolotem, ściskając mi rękę i cieszę się, że robimy to razem. A później, gdy widzisz Sagradę Familię po raz pierwszy. I pijesz drogiego drinka w restauracji, mówiąc, że gdyby nie ja, to byś nigdy nie wydała tyle na sangrię, ale w sumie to raz się żyje.
Widzę nas, jak płaczemy obie na lotnisku, kiedy muszę wyjechać na drugi koniec świata do pracy. Widzę Cię, jak bierzesz w ramiona moje dziecko, niecałą dobę po porodzie i płaczesz i mówisz tylko cicho: no nie mogę… no nie dam rady… nie mogę.
Widzę nas, jak otwieramy się na siebie, odkrywając naszą relację na nowo. Tęsknię za małą dziewczynką, chcę się tam przenieść i mieć tę wiedzę i doświadczenie co mam dziś, ale nie umiem. Nie da się i muszę to zaakceptować. Cieszę się jednak, że Cię widzę dziś, Mamo.
Baba
Widzę nas, kiedy ja staję się mamą, a Ty Babcią i wszystko znów trzeba ująć z innej perspektywy i popatrzeć inaczej niż dotychczas. Widzę Cię, kiedy przytulasz moich synów, całujesz i głaszczesz. Rozpieszczasz kolejnym plastikowym syfem, parówkami i słodyczami, których do jasnej cholery miałaś nie dawać, ale kochasz je i widzę Cię, jak to okazujesz. Jak krzyczą baaabaaa, na Twój widok, a Ty wlewasz mi do słoika zupkę jarzynową, żeby im dać później.
Ufam Ci, że to Ty doradzisz mi najlepiej, mimo że specjalistów, doradców i influencerów na pęczki wokół mnie. Więc stara dobra kasza manna i starte jabłko na tarce sprawdzają się dobrze przy okazji ząbkowania. A pieluszka tetrowa pomaga zasnąć, jak się położy obok policzka. A plamy z truskawek ciężko schodzą, więc zakładam śliniak, jak kazałaś.
Ufam Ci, jak mówisz, że nic im nie będzie jak się zaszczą i trochę tak pochodzą – okazuje się, że po tygodniu pieluchy nie są potrzebne, chociaż przecież czytałam, że poznam, kiedy będą gotowe. No nie poznałam, ale były. I gotowe i zaszczane też i nic im nie jest, o dziwo.
Teraz kiedy jestem matką, staram się być obecna dla mojego dziecka tak, jak Ty byłaś dla mnie. Staram się doceniać i widzieć piękno w małych chwilach, w codziennych gestach miłości i troski. Staram się być taka jak Ty. Mama, która daje poczucie bezpieczeństwa, miłości i akceptacji.
Dziękuję Ci, Mamo, za wszystko, co zrobiłaś dla mnie. Dziękuję Ci za to, że mnie widziałaś, nawet wtedy, gdy ja nie umiałam zobaczyć Ciebie. Dziękuję Ci za Twoją miłość, cierpliwość i wsparcie. Teraz kiedy samodzielnie stoję u progu macierzyństwa, obiecuję, że będę się starać być tak samo wspaniałą mamą, jaką byłaś dla mnie. Staram się doceniać i widzieć piękno w małych chwilach, w codziennych gestach miłości i troski. Staram się być taka jak Ty. Mamo.
Oel ngati kame. Dziękuję i kocham Cię.
*Język Na’vi, to fikcyjny język stworzony przez Jamesa Camerona do filmu Avatar. W tłumaczeniu na język polski Oel ngati kame oznacza Ja cię kocham. To zdanie stało się symbolem miłości i przywiązania w świecie Avatarów. Wyrażenie jest używane jako wyraz uznania dla bliskiej osoby lub jako wyraz prawdziwej miłości i wdzięczności.
Poryczałam się… Przecudny tekst.