Przeczytana jednym tchem, jak pozostałe książki Anny Matusiak. Osadzona jest jednak inna niż pozostałe. Ma jednak punkty styczne, ale o tym później. Tym razem Ania zabiera nas w daleką podróż, do przepięknej Japonii. Niestety główna bohaterka nie miała okazji poznać jej piękna…
Poznajemy Magdę oraz jej bliskich. Autorka przedstawia nam zwyczajną rodzinę. Rodzinę, w której nie brakuje radości, ale też smutków. Rodzinę, którą dotknęła ogromna tragedia. Wszystko zaczyna się w momencie, gdy Magda poznaje w tramwaju czarnoskórego mężczyznę o imieniu Omari.
5 lat to dużo, czy mało, żeby poznać człowieka? Czy można pokochać, zaufać, uwierzyć? Magda uwierzyła, a Omari perfidnie ją wykorzystał. Przyszło jej zapłacić wysoką cenę za tą miłość. 8 lat więzienia w obcym kraju.
I tak moglibyśmy powiedzieć: historia stara jak świat. Powtarzać w nieskończoność utarte frazesy: kto się na to nabiera, przecież to było do przewidzenia itd., itp. Jednak jest jedno ale. Niestety miłość bywa ślepa. Niektórzy twierdzą nawet, że odbiera rozum. Każdy wierzy, chce wierzyć, że tym razem będzie inaczej. I choć wszystko w nas krzyczy: uciekaj! Brniemy w to dalej. Bo wierzymy, bo ufamy, bo kochamy, bo potrzebujemy tego jak tlenu. Pragniemy przynależności, akceptacji, zrozumienia i bliskości.
Historia Magdaleny jest dramatyczna. Odarta ze złudzeń. Prawdziwa do bólu. W Osadzonej widzimy też cierpienie całej rodziny. To, tak trochę jak z chorobą. Jak członek rodziny poważnie zachoruje, to choruje cała rodzina.
Punkty styczne
Wszystkie książki Anny Matusiak-Rześniowieckiej łączy jedna, wspaniała cecha. Są pełne dobra, wartości nadrzędnych. Pomimo bardzo bolesnych tematów, bohaterowie tych opowieści są dobrymi, pełnymi empatii ludźmi. Trochę pogubionymi, trochę niedoskonałymi, popełniają błędy. Trochę jak ja i Ty. Można powiedzieć, że się z nimi identyfikujemy i dlatego przy czytaniu jej książek towarzyszą nam takie emocje.
Autorka pokazuje nam, że nie ma świata idealnego. Pokazuje nam, że wszędzie są problemy. Pokazuje, że nie zawsze u sąsiada trawa jest bardziej zielona. Dzięki temu, że Ania przenosi nas do świata pełnego dramatu i cierpienia robi się nam trochę lżej. Moje motto to: nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. I tu tak właśnie trochę jest. Czytając, doceniamy nasze życie. Cieszymy się z małych rzeczy. Trochę po tej lekturze zmieniają się nam priorytety.
Książka warte przeczytania. Chociażby właśnie po to, żeby docenić to, co mamy. Żeby zacząć dostrzegać, że ta szklanka jest do połowy pełna…
Po lekturze książek Ani czuję się zmuszona do refleksji. Do zatrzymania. Do odpowiedzi na pytanie: co ja bym zrobiła w danej sytuacji? Czy ja dokonałbym innych wyborów? Czy zrobiłabym inaczej?
Gorąco polecam!